Ta strona została przepisana.
- Co duszę twą napełni niemałą boleścią.
- W chwili, gdy z tobą mówię, młody Egipcjanin,
- Nie czarny i, jak sądzę, nawet chrześcijanin,
- Strojnie odziany, przybył, a z nim starowina
- Jakaś, nieznana w mieście, i do Tryfaldyna
- Prosto cała kompanja z miejsca się udała.
- MASKARYL:
- Ha, to ten sam, o którym Celja raz wspomniała!
- Pókiż nam z rąk uciekać będzie ta dziewczyna?
- Jedna bieda się kończy, a druga zaczyna.
- Próżnom się cieszył, że los, aż dotąd tak srogi,
- Leandra już nazawsze usuwa nam z drogi,
- Że ojciec, niespodzianem swojem tu zjawieniem.
- Umiał zawładnąć jego miłosnem zachceniem,
- I że, rodzica swego wypełniając wolę,
- Dziś jeszcze z Hipolitą ma złączyć swą dolę;
- Tymczasem, jeden rywal gdy nam z oczu znika,
- Straszniejszego zyskujem nagle przeciwnika!
- Jednak, że spryt mój umie czasem sprawiać cuda,
- Sądzę, że mi ich wyjazd odwłóczyć się uda,
- I że, bylebym trochę mógł zyskać na czasie,
- Całą sprawę pomyślnie jeszcze skończyć da się.
- Jakichś opryszków w mieście gonią dziś obławą:
- Że zaś Egipt nie cieszy się zbyt dobrą sławą,
- Spróbuję, czy, rzuciwszy zręczne podejrzenia,
- Nie dałoby się ptaszka wsadzić do więzienia.
- Znam urzędników w sądzie, którym bardzo rzadko
- Zdarzyło się pogardzić taką dobrą gratką,
- I zawsze są gotowi wysilić swe główki,
- Gdzie zaświta nadzieja jakiejbądź łapówki;
- Choć niewinny, w ich oczach nie znajdzie rozgrzeszeń,
- Bo zawsze winną dla nich czyjaś pełna kieszeń.