Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/209

Ta strona została skorygowana.
AKT PIĄTY.
SCENA PIERWSZA.
MASKARYL, ERGAST.
MASKARYL:
A psie, a niegodziwcze, a ty pusta głowo,
Czyż znęcać się nademną znów zaczniesz na nowo?!
ERGAST: Dzięki czujnej pewnego sierżanta pomocy,
Wszystko szło dobrze, natręt był już w naszej mocy,
Gdyby nie pan twój, który wpadł jak opętany.
By szalonym pomysłem zniweczyć twe plany.
Nie zniosę tego, krzyknął pełen uniesienia,
By w ten sposób szlachcica ciągnąć do więzienia;
Że jest uczciwy, ręczę głową i majątkiem!
Gdy, mimo to, rzecz cała szła swoim porządkiem,
Twój pan natarł na woźnych w sposób tak gwałtowny,
Że ten naród, co w gębie bardziej jest wymowny
Niż w pięści, pierzchnął z placu z tak wielkim zapałem,
Że równego pośpiechu jeszcze nie widziałem.
MASKARYL:
Więc dobrze. Po niewczasie dowie się nasz wścibski.
Czego tu przybył szukać ów natręt egipski!
ERGAST:
Mam jeszcze coś załatwić. Kłaniam uniżenie.

SCENA DRUGA.
MASKARYL sam:
Ten cud ostatni wprost mnie wprowadza w zdumienie.
Myślałby kto (co do mnie, jestem przekonanym),
Że jakiś bies złośliwy owładnął mym panem.