Ta strona została przepisana.
- I, drwiąc ze mnie wyraźnie, prowadzi go wszędzie,
- Gdzie wie, że ta obecność najszkodliwszą będzie.
- Zobaczym: ma zawziętość jeszcze nie osłabła;
- Czy djabeł mnie zwycięży, czy ja tego djabła?
- Celja nasze zamiary dobrem widzi okiem,
- Wyjazd ten ją napełnia zmartwieniem głębokiem:
- Spróbuję plan mój oprzeć na owej niechęci.
- Lecz idą tu; znów człowiek z piasku bicz ukręci:
- Ten dom, wraz z urządzeniem, jest pod moją pieczą;
- Mam w nim pełną swobodę! zatem, taką rzeczą,
- Może jeszcze, przy szczęściu, wszystko się odmieni.
- Nikt prócz mnie tu nie mieszka, a klucz mam w kieszeni.
- O Boże! ileż odmian w tym czasie tak krótkim,
- I ileż ról grać trzeba z takim nędznym skutkiem!
SCENA TRZECIA.
CELJA, ANDRES.
CELJA, ANDRES.
- ANDRES:
- Wszak wiesz, Celjo, żem żadnej nie uląkł się próby.
- By w poświęceniu dla cię szukać mojej chluby;
- Wiesz, że w Wenecji ze mną, mimo wiek mój młody,
- Nikt w rycerskiem rzemiośle nie mógł iść w zawody,
- I, mogę rzec bez pychy, dosyć byłem blisko,
- By niemałe w tem mieście zdobyć stanowisko.
- Naraz, urok twój wszystko zaćmił w sercu mojem,
- Odtąd, trawiony ciągle słodkim niepokojem,
- Porzuciłem bogactwa, zaszczyty i względy,
- By za twą błędną dolą los swój ciągnąć wszędy,
- I mimo nieszczęść próby i twą obojętność,
- Wciąż trwała niesłabnąca w mem sercu namiętność.
- Później, igraszką losów rozłączone z tobą
- Me serce, niezgaszoną okryte żałobą,
- Wciąż goniło wytrwale za swych pragnień marą:
- Wtem, spotkawszy przypadkiem egipcjankę starą,