Ta strona została przepisana.
AKT PIERWSZY.
SCENA PIERWSZA.
ERAST, KASPER.
ERAST, KASPER.
- ERAST: Mam ci wyznać? więc jakaś tajemna obawa
- Szczęściu mojego serca wciąż na poprzek stawa.
- Tak, żadna mnie pociecha dziś nie zaspokoi:
- Lękam się oszukanym być w miłości swojej;
- Nie wiem, czy mogę ufać twojej dobrej wierze,
- Lub czy się sam nie łudzisz, choć nawet i szczerze.
- KASPER:
- Mnie pan mniemasz być zdolnym takich sztuk szatańskich!
- Powiem zatem, z amorów przeproszeniem pańskich,
- Że krzywdzisz serce, co tu bije pod siermięgą,
- I że na fizjognomjach znasz się niezbyt tęgo.
- Człowieka z taką gębą pomówić jest trudno,
- Aby się miał spaskudzić zdradą tak obłudną;
- Tak wielkiegom zaszczytu nie godzien, prawdziwie,
- I żyję sobie prosto, skromnie, lecz poczciwie.
- Żebym się dał oszukać, to wreszcie być może;
- To prędzej; i to jednak między bajki włożę.
- Dalibóg, że nie widzę (lub całkiem zgłupiałem),
- Gdzie do podejrzeń powód w tem zdarzeniu całem.
- Miłość Łucji niesłusznie strachu cię nabawia,
- Wszak ciągle pana szuka, wciąż z panem rozmawia;
- A Walery, co wzdycha do niej tak natrętnie,
- Nie zdaje mi się przez nią widzianym zbyt chętnie.
- ERAST: Nieraz złudna nadzieja kochanka uwodzi,
- I niezawsze wzrok czuły z sercem w parze chodzi;
- Zapały, do jednego pozornie zwrócone,