Ta strona została przepisana.
- Często dla innych uczuć stanowią zasłonę.
- Bym wierzył, iż niechęci tej wyraz jest szczery,
- Nazbyt spokojnym mi się wydaje Walery;
- Jego chłód, obojętność, z jaką sobie patrzy
- Na to, w czem ty jej łaski znak widzisz najrzadszy,
- To zatruwa mi niemal każdą szczęścia chwilę,
- Budzi gniew, który próżno przytłumić się silę,
- Wlewa w duszę zwątpienie i wzbrania mi wiary,
- Czy Łucja szczere żywi względem mnie zamiary.
- Pragnąłbym, by w słodyczy trwać niezamąconej,
- Widzieć, jak go zazdrości żar trawi szalony;
- I wówczas jego troski, gniewy i zgryzoty
- Byłyby dla mnie słodkim zakładem jej cnoty.
- Czy wierzysz, iż ktoś mógłby z tak pogodną twarzą
- Oglądać, jak rywala jego szczęściem darzą?
- A jeśli nie, to powiedz: na dziwy takowe
- Patrząc, czyż nie mam przyczyn łamać sobie głowę?
- KASPER: Może gdzieindziej swoje obrócił zapały,
- Skoro spostrzegł, iż tutaj na nic się nie zdały.
- ERAST: Skoro serce się spotka z odprawą tak jawną,
- Unika tej, co wszystkiem była mu niedawno,
- I, krusząc łańcuch, duszy kochanka tak drogi,
- W spokojności nie wytrwa z pewnością tak błogiej.
- Tej, którąśmy kochali, widok nazbyt bliski
- Odnawia w sercu dawnej miłości pociski,
- I gdy ten obraz wzgardy w nas wzbudzić nie zdoła,
- To znak, że jeszcze płomień ów nie wygasł zgoła.
- Zresztą, wierz mi, choć miłość zda się już umarłą,
- Nieco zazdrości zawsze szarpie nas za gardło,
- I nie pozwala patrzeć bez srogiej boleści,
- Że serce, niegdyś drogie, inne czucia pieści.
- KASPER: Kiepska z tych filozofij do życia omasta:
- Ja, co widzę oczami, w to wierzę i basta,
- Juścić chyba sam sobie ten życzy najgorzej,
- Kto, zanim ma przyczynę, zawczasu się trwoży.
- Pocóż tyle mędrkować i, z własnej ochoty,