Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/242

Ta strona została przepisana.
WALERY: Ręka Łucji.
ERAST:Cóż? jeszcze się panu wydaje...
WALERY śmiejąc się i odchodząc:
Bywaj mi zdrów!
KASPER:Oszalał chyba poczciwina!
I gdzież tu, u stu djabłów, do śmiechu przyczyna?
ERAST: I mnie to dziwi wielce; któż teraz odgadnie,
Jaka w tem tajemnica ukrywa się na dnie?
KASPER:
Patrz pan, to jego sługa.
ERAST:Tak, widzę go zdala;
Wybadajmy zeń chytrze zamysły rywala.

SCENA CZWARTA.
MASKARYL, ERAST, KASPER.
MASKARYL na stronie:
Może mówić ten sługa o losie dotkliwym,
Kto miał pana młodego i z sercem kochliwem!
KASPER:
Dzień dobry.
MASKARYL: A, dzień dobry.
KASPER:W jakież spieszy kraje
Maskaryl; idzie, wraca, czy też tu zostaje?
MASKARYL:
Nie wracam, bo nie byłem; wszak to jasne: ano
Nie idę też, bo właśnie mnie tu zatrzymano,
I nie zostaję również, bo wraz stąd w te pędy
Umykam.
ERAST: Coś nieskory dzisiaj do gawędy
Imć Maskaryl?
MASKARYL: Wybaczy mi pan z łaski swojej...
ERAST: Cóż tak spiesznie ucieka? mnie się może boi?
MASKARYL:
O twą szlachetność, panie zbyt jestem spokojny.