Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/251

Ta strona została przepisana.
ASKANJUSZ: Zaczekaj; to nie wszystko jeszcze.
FROZYNA:
Jeszcze?
ASKANJUSZ:
Jestem nią, mówią, lecz on nie wie o tem,
I nie zna tej, co jego ślubów jest przedmiotem.
FROZYNA:
Mów co chcesz; już ma głowa pojąć się nie sili,
Wszystkie myśli zmieszałaś mi w tej jednej chwili,
Rozum mój tym zagadkom podołać nie może.
ASKANJUSZ:
Jeśli chcesz mnie posłuchać, rzecz ci wnet wyłożę.
Walery, co był siostrą mą zajęty szczerze,
Zdawał mi się zbyt ostro sądzony w tej mierze,
I tkliwość jego, Łucji tak bardzo niemiła,
Najżywszą dlań sympatję w mem sercu zrodziła.
Chcąc sprawić, by go siostra widziała łaskawie,
Tak gorącom umiała mówić w jego sprawie,
Żem sama nie spostrzegła, jak budzi się we mnie
Czucie, którem jej wszczepić pragnęła daremnie.
Mówiąc do niej, on w moją duszę się zakradał;
Płomień, dla niej się tlący, mem sercem owładał,
I miłość ta, przez jego boginię wzgardzona,
Wdarła się tryumfalnie do mojego łona.
Tak, serce me, Frozyno, zbyt słabe, niestety,
Zdobyła chęć, zwrócona do innej kobiety,
I śmiertelnie zranione przez grot ów tak ostry,
Z lichwą mu zapłaciło nieczułość mej siostry.
Nareszcie, miłość moja, znękana tym stanem,
Zapragnęła zbliżenia, lecz pod cudzem mianem;
Raz w ogrodzie, Walery, wezwany tajemną
Prośbą Łucji (jak mniemał), zszedł się w nocy ze mną.
I powiodłam rzecz w sposób tak dobrze udany,
Iż wcale nie domyślił się osób zamiany.
Pod zasłoną tak miłą serca jego chęci,
Rzekłam, iż jego obraz wciąż noszę w pamięci,