Ta strona została przepisana.
AKT TRZECI.
SCENA PIERWSZA.
MASKARYL sam:
MASKARYL sam:
- Czasem wygrywa, kto się na wszystko odważy,
- I w lichej sprawie trzeba kręcić jak się zdarzy.
- Dla mnie, którego język, nazbyt niedyskretny,
- Skórę moją umieścił w pozycji dość szpetnej,
- Jedynym środkiem było pchać dalej tę sprawę,
- I odkryć przed staruszkiem calutką zabawę.
- Jego syn (niby pan mój), to gorąca pała:
- Gdyby kiedy mógł zgadnąć, jak rzecz się wydała,
- Bałbym się, Maskarylku, o twą biedną szyję!
- W ten sposób, nim się moje gadulstwo odkryje,
- Może jakąś odmianę ześle dopust boży,
- I rzecz między ojcami sama się ułoży.
- W tym też celu przychodzę, by zapuścić wędkę
- I ściągnąć go na małą z mym starym gawędkę!
Puka do drzwi Alberta.
SCENA DRUGA.
ALBERT, MASKARYL.
ALBERT, MASKARYL.
- ALBERT: Kto puka:
- MASKARYL: Swój, przyjaciel.
- ALBERT: Ho, ho! możnaż wiedzieć,
- Co cię sprowadza?
- MASKARYL: Chciałem ci, panie, powiedzieć
- Dzień dobry.
- ALBERT: A, doprawdy, zbyt jesteś gorliwy.
- Dzień dobry ci, dziękuję. Odchodzi.