Ta strona została przepisana.
- ALBERT: Hę, co mówisz o błędzie i o córce mojej?
- POLIDOR:
- Mniejsza więc, niech już rzecz ta nas nie niepokoi.
- Przyznam chętnie, że syn mój zawinił w tej sprawie;
- Przyznam nawet, gdy żądasz (jesteś w pełnem prawie),
- Że on tu jeden winę za czyn ten ponosi;
- Że córka twoja cnotę zbyt wysoko nosi,
- Aby postąpić w sposób z honorem tak sprzeczny,
- Gdyby jej uwodziciel nie skłonił wszeteczny;
- Że ten zdrajca nadużył niewinności świętej,
- I miałbyś prawo bardziej w duszy być zawzięty.
- Lecz już się stało; gdy więc, wspólnem naszem zdaniem,
- Szczęśliwem się skończyło wszystko pojednaniem,
- Nie swarzmy się już dłużej, a owe nieczyste
- Sprawki niechaj uświęcą związki uroczyste.
- ALBERT na stronie:
- Co za omyłka, Boże! i cóż za nowina!
- Jedna troska się kończy, a druga zaczyna;
- W mem pomięszaniu nie wiem, jak tę rzecz prowadzić,
- A jeśli powiem słowo, obawiam się zdradzić.
- POLIDOR:
- O czem myślisz, Albercie?
- ALBERT: Ja? tak, to i owo;
- Lecz proszę, dajmy pokój teraz z tą rozmową:
- Słabo mi się zrobiło, zostawić cię muszę.
SCENA PIĄTA.
POLIDOR sam:
POLIDOR sam:
- Rozumiem, jaki ciężar gnębi jego duszę.
- Chociaż rozsądek jego skłania się do zgody,
- Zbyt głębokie ma w sercu do żalu powody;
- Obraz zniewagi nosi wciąż w myślach, i woli
- Ukryć samotnie ranę, co jeszcze go boli.
- Współczuję z jego hańbą, żal mi go najszczerzej;
- Niechże się to cierpienie pomału odleży: