Ta strona została przepisana.
- Zbyt łatwo wraca boleść przemocą zduszona.
- Otóż i sprawca; idzie ta pałka szalona.
SCENA SZÓSTA.
POLIDOR, WALERY.
POLIDOR, WALERY.
- POLIDOR:
- Zatem, miły gagatku, wciąż hultajstwem swojem
- Będziesz igrał z rodzica starego spokojem?
- Codziennie będę musiał suszyć sobie głowę
- Jak naprawiać szaleństwa twoje, coraz nowe?
- WALERY:
- I cóż ja znów tak złego niby robię co dnia,
- I jaka do twych uszu, ojcze, doszła zbrodnia?
- POLIDOR:
- Tak, dziwny człowiek jestem, z tak zrzędnym humorem,
- By winić syna, co jest cnót wszelakich wzorem!
- Przecież żyje jak święty i w domu ojcowskim
- Pędzi swe dni na klęczkach przed obrazem boskim!
- Chcieć mu dowieść, że prawa natury wywraca,
- I że z nocy dzień robi, to daremna praca!
- Że sto razy przez swoje zuchwalstwo zbyt butne,
- Zranił serce ojcowskie, to kłamstwo wierutne!
- Że i teraz, najświętsze depcąc obowiązki,
- Śmiał wejść z córką Alberta w potajemne związki,
- Niepomny jakie mogą wypaść z tego skutki:
- Cóż znowu! to kto inny! baranek cichutki
- Nawet mnie nie rozumie, co to za małżeństwo!
- A, psie! z niebios zesłany na moje męczeństwo,
- Czy zawsze będziesz broił, i czy, przed mym zgonem,
- Nie ujrzę cię czem innem, niż trutniem szalonym?
- WALERY sam w zamyśleniu:
- Kto mógł zdradzić? ma głowa próżno się wysila
- Kogo o to posądzić? czyżby Maskaryla?...
- Ale wyłże się szelma z tego ambarasu;