Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/279

Ta strona została przepisana.
MASKARYL:Przysięgam ci, pani,
Żeś powinna otwarcie wyznać sprawę całą.
ŁUCJA:
I cóż mi każesz wyznać?
MASKARYL:Co? To, co się stało
Między tobą a panem mym: to dobre żarty!
ŁUCJA: I cóż się stało zatem, hultaju wytarty,
Między mną a twym panem?
MASKARYL:Już ja się założę,
Że pani chyba lepiej o tem wiedzieć może,
I że ta noc zbyt słodką była dla niej, aby
Ślad w jej pamięci miała zostawić tak słaby.
ŁUCJA:
Czas skończyć już, mój ojcze, z tym frantem zuchwałym!
Uderza go w twarz i wychodzi.
SCENA DZIESIĄTA.
WALERY, MASKARYL, ALBERT.
MASKARYL:
Oj, zdaje mi się, że ja po gębie dostałem.
ALBERT:
Tak, łotrze, zdrajco; ręka jej na twojej twarzy
Kreśli słuszny rachunek tej niecnej potwarzy.
MASKARYL:
Mimo to, niech mnie djabeł za moją robotę
Porwie, jeżelim zełgał cokolwiek na jotę!
ALBERT: Mimo to, niechaj uszy mi oba obetną,
Jeśli mi nie zapłacisz za napaść tak szpetną!
MASKARYL.
Czy chcesz dwóch świadków, którzy rzecz potwierdzą moją?
ALBERT:
Czy chcesz dwóch ludzi, którzy plecy ci wyłoją?
MASKARYL:
Ich słowo zdoła chyba pozyskać mi wiarę.