Ta strona została przepisana.
AKT PIĄTY.
SCENA PIERWSZA.
MASKARYL sam.
MASKARYL sam.
- „Skoro wieczorna cisza zalegnie w tym domu,
- Chcę do Łucji mieszkania wtargnąć pokryjomu:
- Idź spiesznie, przygotować w jaknajkrótszej porze
- Broń, latarkę i wszystko co się przydać może“,
- Tak rzekł, a mnie jakgdyby zadźwięczało w uchu:
- „Idź po stryczek, na którym masz zadyndać, zuchu“.
- Chodźże tutaj, mój panie (w pierwszej chwili bowiem
- Takem zdębiał, że z tego zdumienia, wprost powiem,
- Gęba mi się zrobiła jak zamurowana;
- Lecz teraz chcę przemówić i poskromić pana:
- Niechże się pan więc broni i mówmy roztropnie.)
- Zatem, dziś w nocy, mówi pan, że tego dopnie,
- By widzieć Łucję? „Tak jest“. O cóż panu chodzi?
- „O to, w czem kochankowi wahać się nie godzi“.
- Godzi się to człekowi, co ma rozum krótki,
- Nadstawiać swoją skórę na tak przykre skutki.
- „Lecz wszak wiesz, jaka boleść duszę moją rani:
- Łucja jest zagniewana“. Tem gorzej więc dla niej.
- „Lecz miłość żąda, abym ubłagał ją przecie“.
- Miłość jest bardzo głupia i nie wie co plecie:
- Potrafiż miłość trzymać skórę naszą zdala
- Od zemsty ojca, brata, gniewnego rywala?
- „Czyż myślisz, iż zapragną nas ścigać w tej matni?“
- Tak, jestem tego pewien, zwłaszcza ten ostatni.
- „Nie, Maskarylku, wszystko pójdzie jak najlepiej,
- Będziemy uzbrojeni: gdy nas kto zaczepi,
- Weźmiem się za łby“. Właśnie; do takiej roboty