Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/296

Ta strona została przepisana.
Pański służący niema najmniejszej ochoty:
Ja, bić się! Czym ja Roland jaki, dobry Boże,
Czy Ferragus? Ja tam się byle czem nie trwożę,
Ale, kiedy pomyślę, ja, co lubię życie,
Że dwa cale żelaztwa, w bok wepchnięte skrycie,
Wystarczą już, by człeka ulokować w trumnie,
Myślę, że niema czego nosić się tak dumnie.
„Wszak możesz włożyć pancerz“. Tem ci gorzej, panie,
Tem trudniejszem mi będzie wszelakie zmykanie;
A potem, niema zbroi tak szczelnej, przez którą
Szpadkaby wejść nie mogła jaką małą dziurą.
„Ale też z ciebie tchórza jest okaz wspaniały!“
Niech będzie, byle brzuch mój zawsze został cały.
Przy stole licz pan na mnie jak na cztery tuzy,
Lecz nie licz na mnie wcale, gdy chodzi o guzy.
Jeśli tamten świat jakie ma wdzięki dla pana,
Dla mnie żyć na tym słodycz jest nieopisana;
Na śmierć ani na kije nie mam żadnej chętki,
Idź więc pan sam kark kręcić, kiedyś taki prędki.

SCENA DRUGA.
WALERY, MASKARYL.
WALERY:
Nigdy jeszcze dzień nie wlókł się tak opieszale:
Słońce zda się na niebie nie posuwać wcale;
I do krańca, przy którym światło jego gaśnie,
Taki mu jeszcze kawał drogi został właśnie,
Że, aby doń dotarło, tracę już nadzieję.
Nie, ja z tego czekania chyba oszaleję!
MASKARYL:
I poto cały pośpiech, aby, gdy raz przecie
Ściemni się, w mrokach nocnych oberwać po grzbiecie!
Wszakże już chyba Łucja w sposób dość niegrzeczny...
WALERY:
Daj pokój, proszę, wszelkiej perswazji zbytecznej.