żeli, w śmieszności którą obrzucił w czambuł „wykwintnisie“, jest odrobina niesprawiedliwości i — można powiedzieć — niewdzięczności, to zwykły porządek rzeczy: literatura wzięła z nich to co było dobre, a teraz, instynktownie, wyrzuca to co niestrawne i skażone. Każdy zdrowy ustrój tak reaguje i musi reagować.
Sposób, w jaki Molier bierze się do tego tematu, jest nieskończenie prosty i przez to tem skuteczniejszy. Molier tworzy sobie kanwę w duchu starych fars francuskich, prostą, nieskomplikowaną, grubą: instynkt mówi mu, że w ten sposób jeszcze komiczniej odbijać będą śmieszności które chce dosięgnąć. Już sam spis osób trąci starym teatrem jarmarcznym, gdzie aktorzy występowali pod własnemi imionami. La Grange, du Croisy, to nazwiska aktorów z trupy Moliera; Magdusia, Kasia, imiona aktorek Bejart i de Brie[1]; „wicehrabia“ de Jodelet (też nazwisko aktora) wystąpił z umączoną twarzą; Mascarille (imię utrwalone dwoma poprzedniemi komedjami), którego grał sam Molier, wystąpił w karykaturalnym do ostatnich granic kostjumie[2] i w masce.
Pocieszne wykwintnisie są, w swoim rodzaju, dziełem mistrza. Rama, bieg akcji, postacie, wszystko zmierza tu trafnie do celu, wszystko dobrane świadomie, treściwie, samodzielnie, bez żadnych obcych naleciałości. Akcja prosta, uboga nawet, a mimo to nie monotonna, gdyż wciąż ożywiona nowemi rysami satyrycznemi. Inwencja djalogu, języka, pełna szczęśli-
- ↑ Osobliwym zbiegiem okoliczności, są to zarazem imiona dwóch głośnych Muz pałacu Rambouillet, Magdaleny de Scudery i Katarzyny de Rambouillet, co oczywiście pobudziło obrażone salony do szukania aluzji.
- ↑ W peruce lokami zamiatającej ziemię, mikroskopijnym kapelusiku, olbrzymio wysokich obcasach i nieprawdopodobną obfitością wstążek. Słowem, cyrk.