JEDEN Z GRAJKOW do Jodeleta: Któż nam da za fatygę?
JODELET: Pomówzie z panem markizem.
GORGONI: A, wy szelmy jedne, pięknieście mnie tutaj urządziły, jak widzę! Ładnych ja rzeczy dowiaduję się od panów co wyszli stąd przed chwilą!
MAGDUSIA: Ach, ojcze, to niegodziwa sztuczka, to co oni nam zrobili.
GORGONI: Tak, niegodziwa sztuczka, ale która jest następstwem waszego błazeństwa, wy szelmy! Wzburzył ich do żywego sposób w jakiście ich przyjęły, a ja nieszczęśliwy za was muszę wypić całą hańbę.
MAGDUSIA: Ale przysięgam, nie minie ich zemsta, choćby mnie to życie miało kosztować. A wy, hultaje, śmiecie się jeszcze pokazywać po swojem zuchwalstwie?
MASCARILLE: W ten sposób przemawiać do markiza! Oto świat! Przy najmniejszej odmianie losu odwracają się od nas ci, którzy wprzódy na rękach nas nosili. Chodźmy, kolego, chodźmy szukać szczęścia gdzieindziej; widzę dobrze, że tu szanują jedynie czcze pozory, a nie umieją ocenić nagiej cnoty.
GRAJKI: Panie, prosimy, byś nam zechciał zapłacić za tamtych panów, niby żeśmy tutaj grali.
GORGONI bijąc ich: Owszem, owszem, zapłacę, i oto jaką monetą! A wy; zakały jedne, nie wiem co