różami, ale od czegóż młodość? Toteż, akcent goryczy nie wciska się jeszcze do tego wesela. Pustota przelewa się w Wartogłowie, ożywia radośnie satyrę Wykwintniś. Z kolei wchodzi w życie Moliera miłość; małżeństwo nastręcza mu swoje problemy. I komedja jego dźwięczy wiarą, optymizmem; zda się, że Molier, ufny w moc swego geniuszu, rzuca rękawiczkę zasadzkom życia; wierzy iż jego ono nie dosięgnie, że je pokona swą miłością, rozumem, że umknie się jego prawom. Wszystko jest dlań różowe w tej chwili: w stosunku do dworu nawet nie widzi innych utrapień poza uprzykrzonemi „natrętami“. Pierwsza wielka jego komedja staje się przedmiotem walki; przyparty do muru, Molier formułuje swoje credo artystyczne i swoje credo ludzkie. I oto, w walce tej, Molier spotyka się — jako człowiek i jako pisarz — oko w oko z okrucieństwem życia; i serce wzbiera mu goryczą. Odtąd, satyra jego będzie bardziej gryzącą, a zarazem bardziej wnikającą w głąb. Już nie miałki móżdżek „markizów“ ujrzy w otoczeniu dworskiem, ale łotrostwo don Juana; innem okiem spojrzy na stosunek plebejusza do „jaśnie oświeconych“. Nawet wstecz obrócone jego spojrzenia nabrzmiałe są goryczą. Lata tułaczki po prowincji, które młodość pozwalała mu znosić wesoło, teraz będą mu się odbijać niesmakiem; drążąca choroba oświetli mu innem światłem medycynę; widmo śmierci zasnuje cieniem obraz życia. Ta druga część twórczości Moliera miewa w istocie jakiś grymas maskowanego bólu, smutku. I, kiedy komentatorowie Moliera starają się go
Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/66
Ta strona została przepisana.