I każdy, prócz mnie, widziałby w nim szczęście swoje.
Lecz właśnie owo niebios zrządzenie jedyne,
W oczach mej pani znaczy moją wielką winę,
Iżem na nowo popadł w to podejrzeń piekło,
Którego się tylekroć me serce zarzekło,
I które, mimo twoje względy najłaskawsze,
Od celu pragnień znów mnie odsuwa na zawsze.
Tak jest, przyczyn do gniewu zbyt wiele już daję:
Ja sam się przebaczenia niegodnym uznaję;
I jakbądź się dziś losy nam szczęśliwsze śmieją,
Śmierć jedynie, śmierć dla mnie ostatnią nadzieją.
DONA ELWIRA:
Nie nie, pokora twoja, pomimo twych zbrodni,
Uczucia me nastraja dla ciebie łagodniej.
Zwalnia mnie od mych przysiąg hołd sercu tak miły;
Twe żale, twe nieszczęścia, skargi, mnie wzruszyły;
W każdym czynie jaśnieje nadmiar twej miłości,
I twa choroba, książę, godną jest litości.
Widzę, że trzeba znaleść pobłażania nieco
Dla żarów, które nieba w sercach ludzkich niecą;
Słowem, zazdrosny czy nie, gdy król mój pozwoli,
Możesz, książę, dziś witać koniec swych niedoli.
DON GARCJA:
Boże, co mym najśmielszym chęciom czynisz zadość,
Dozwól sercu, by zniosło tę nadmierną radość!
DON ALFONSO:
Oby ten związek, cudem od niebios zesłany,
Na zawsze serca wasze zjednoczył i Stany.
Lecz czas nagli, Leona do siebie nas wzywa:
Spieszmy, by w niej umocnić wierności ogniwa,
A gdyby trzeba było, łącząc oręż bratni,
Zwolennikom tyrana cios zadać ostatni.