Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/135

Ta strona została przepisana.

ARYST:
Czyliż dbać o jej siostrę ja powodu nie mam?
SGANAREL:
Każdy swą mózgownicą rządzi się, jak mniemam,
Są sieroty; ich ojciec, swą ostatnią wolą,
Umierając, nam zlecił czuwać nad ich dolą;
Zaś, której z nich zaślubić jeden z nas nie raczy,
Sam ma jej ręką mądrze rozrządzić inaczej.
W naszem ręku złożona została od dziecka
I ojca i małżonka wszelka władza świecka;
Wychowania tej oto przypadła ci troska,
Mnie tę znów za pupilkę oddała moc boska;
Gdy więc ty jedną rządzisz wedle własnej woli,
Niechże brat mnie znów drugą kierować pozwoli.
ARYST: Ja sądzę...
SGANAREL: I ja sądzę, że, jak rzeczy stoją,
Dość trafnie w tym przedmiocie myśl wyrażam swoją.
Ty chcesz swą pannę chować na modną kokietkę:
Zgadzam się; chcesz lokaja jej dać i subretkę:
Zezwalam; by pędziła dni w próżniactwie świętem,
I karmiła swe uszy gaszków komplementem:
Owszem; bardzo się cieszę; lecz żądam, bez sporu,
By moja żyła podług mojego wyboru;
Niechaj na codzień nosi perkaliki czyste,
Zaś czarną suknię tylko w święta uroczyste;
Niech przesiaduje w domu; stateczna i rada
Do gospodarskich robót niechaj się przykłada;
Niech w wolnym czasie moją bieliznę naprawia,
Lub pończochą na drutach zacnie się zabawia;
Niechaj nie słucha próżno co fircyki gwarzą,
I pod czujną jedynie dom opuszcza strażą.
Człowiek jest słaby: toteż, ja na wszystko baczę;
Nie myślę wcale zasiąść pomiędzy rogacze;
I, gdy mi jest za żonę przeznaczona w niebie,
Muszę jej być tak pewny, jak samego siebie.
IZABELA: Ale w czemże ja...