Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/136

Ta strona została przepisana.

SGANAREL: Proszę nie gadać daremnie!
Nauczę pannę z domu wychodzić bezemnie.
LEONORA:
Jakto? więc...
SGANAREL:
Próżna sprzeczka na nic się nie zdała;
Z panną wolę nie gadać: nadtoś przemądrzała.
LEONORA:
Nie rad pan więc, że siostra z nami się zadaje?
SGANAREL:
Tak; psujecie ją tylko; otwarcie przyznaję.
Wasze wizyty u mnie nie zdały się na nic,
I, gdyby raz ustały, byłbym rad bez granic.
LEONORA:
Chcesz, bym równie otwarcie wyrzekła me zdanie?
Choć nie wiem, jakie siostry o tem jest mniemanie,
Wiem, dokąd mnie nieufność-by zawiodła taka;
I, chociaż w żyłach naszych płynie krew jednaka,
Nie jest snać moją siostrą, jeżeli kto z ludzi
Przez podobne sposoby w niej miłość obudzi
LIZETA:
Któżbo widział żyć w sposób równie nieużyty;
Czyżeśmy Turcy, byśmy więzili kobiety?
Bo tak czynią podobno w tem plemieniu srogiem,
I za to jest na wieki przeklęte przed Bogiem.
Widać czemś bardzo słabem jest honor niewieści,
Jeśli pewność w zamknięciu jedynie się mieści!
Myślisz pan, że niewola i ten przymus cały
Przeciwko naszym chęciom na coś się przydały?
Ze, gdy kobieta zręcznie swoje sieci utka,
Najchytrzejszy mężczyzna nie zmieni się w dudka?
Szaleńców-to majaki są te wszystkie straże;
Lepiej uczyni, kto nam ufność swą okaże.
Kto nas więzi, doczeka się srogiej niedoli,
Bo honor nasz sam siebie chce strzec, z własnej woli.
Prawdziwie, że pokusę rodzi w nas do zbrodni,