SGANAREL:
Jakto! gdy już po ślubie będziesz ją miał w ręce,
Zostawisz jej te wszystkie swobody dziewczęce?
ARYST: Czemu nie?
SGANAREL: W swej słabości dla kochanej żonki,
Zezwolisz jej na muszki, wstążki i koronki?
ARYST: Zapewne.
SGANAREL: Będziesz cierpiał, by, jak opętana,
Po zabawach i balach hasała do rana?
ARYST: Tak.
SGANAREL: I fircyków strawi twa cierpliwość święta?
ARYST: Jakżeby?
SGANAREL: Będą grali, znosili prezenta?
ARYST: Wybornie!
SGANAREL: Będą wdzięczyć się do twojej żony?
ARYST: Doskonale!
SGANAREL: Ty będziesz znosił ich androny,
I powolności twojej to nie spełni miary?
ARYST: Ani trochę.
SGANAREL: Mój bracie, dudek z ciebie stary.
Do Izabeli:
Idź do domu, nie słuchaj tej bezecnej mowy.
ARYST: Jam na żony mej wierze polegać gotowy,
I mam zamiar żyć zawsze tak, a nie inaczej.
SGANAREL:
Z jakąż rozkoszą ujrzę go pośród rogaczy!
ARYST:
Nie wiem, czy mnie w istocie czeka los tak srogi,
Lecz to wiem, że, jeżeli ciebie miną rogi,
Nikt nie powie, żeś niedość miał o to staranie,
Czynisz bowiem co możesz, by zasłużyć na nie.