Ta strona została przepisana.
SCENA PIERWSZA.
GORGONI, CELJA, PIASTUNKA Celji.
- CELIA wychodzi zapłakana; ojciec idzie za nią:
- Nie, mój ojcze, nie zgodzę się nigdy z tym losem.
- GORGONI:
- Co ty tam, żmijko mała, mamrotasz pod nosem!
- Ty chcesz zmieniać, com sobie ułożył tak pięknie?
- Myślisz, że od twych fochów wola moja zmięknie?
- I głupie urojenia twej głowizny młodej
- Śmią z ojcowskim rozumem puszczać się w zawody?
- Czy ojciec, czy też córka, prawa tu dyktuje?
- Kto z nas dwojga, jak myślisz, trafniej odgaduje,
- Co będzie lepszem, głupia dziewczyno, dla ciebie.
- Ej, nie drażnij mnie dłużej, bo, jak Bóg na niebie,
- Mogłabyś poznać, gdy cię przez plecy popieszczę,
- Czy me ojcowskie ramię dość krzepkie jest jeszcze!
- To też, najlepiej zrobisz, tak mi się wydaje,
- Biorąc bez fochów męża, którego ci daję.
- Powiadasz, że nieznaną ci jego osoba;
- Chciałabyś wiedzieć wprzódy czy ci się spodoba.
- Ja znam jego majątek: w roztropnym wyborze,
- O cóż jeszcze innego mam się troszczyć może?
- I gdy mąż ma dukatów dwadzieścia tysięcy,
- Aby się mógł spodobać, czegóż trzeba więcej?
- Możesz mi, moja córko, zawierzyć na słówko,
- Nie może być zły człowiek z tak piękną gotówką.
- CELIA: O Boże!
- GORGONI: Co: „o Boże“! Cóż to znów u licha?
- Ejże, niech mi panienka tak bardzo nie wzdycha,
- Bo gdy raz ma cierpliwość wreszcie się odmieni,
- Zaśpiewasz mi: „o Boże“! ale trochę cieniej!
- To skutki twoich książek: oto są owoce,