Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/155

Ta strona została przepisana.

Jak uczynił z gipiurą i haftem ichmości!
Kupiłem już ten edykt i rad jestem wielce,
Że do lektury głośnej dam go Izabelce;
By go poznała, bardzo mi na tem zależy.
Pyszna rozrywka będzie dzisiaj po wieczerzy.
Spostrzegając Walerego.
I cóż, młody paniczu z tą jasną czuprynką,
Czy jeszcze będziesz rzucał bilety ze skrzynką?
Myślałeś, że to jakaś zalotnisia płocha,
Co się w czułem gruchaniu i intryżkach kocha?
Widzisz, jak wdzięcznem sercem przyjmuje twe cacka!
Wierzaj mi, na nic twoja ochota junacka;
Kocha mnie, jest cnotliwą: więc, paniczu gładki,
Szukaj szczęścia gdzieindziej i pakuj manatki.
WALERY: W istocie, twa przewaga, której muszę ulec,
Zbyt silny dla mych uczuć stanowi hamulec,
I byłoby szaleństwem u mnie niesłychanem,
O miłość Izabeli walczyć jeszcze z panem.
SGANAREL:
W samej rzeczy, szaleństwem.
WALERY:
Niech pan wierzyć raczy,
Że pewnie byłbym serce skierował inaczej,
Gdybym przeczuł, że moje niegodne zapały,
Tak przemożnego w panu rywala spotkały.
SGANAREL:
Bardzo wierzę.
WALERY: Nadziei gdy więc los mi wzbrania,
Ustępuję ci placu i to bez szemrania.
SGANAREL:
Dobrze robisz.
WALERY: Z przeznaczeń godzę się rozkazem;
Twa zaś postać jest tylu przymiotów obrazem,
Iż nawet mi się gniewać nie wolno, prawdziwie,
Za to, iż Izabela sprzyja ci tak tkliwie.
SGANAREL:
Rozumie się.