Chcę ci zanucić (szukam cię już od objadu)
Małego kurancika własnego układu,
Co wszystkich znawców budzi zachwyty najszczersze
I pod który z dwudziestu już podkłada wiersze.
Wiesz, żem jest nie ubogi, z niezgorszego rodu,
Na losów dary żalić się nie mam powodu,
Jednak za wszystko co mi niebiosy zesłały,
Nie zgodziłbym się oddać tej aryjki małej.
La, la, hem, hem; preludjuje: posłuchaj, proszę, mój kochany.
Prześpiewuje kuranta:
Czy nie ładny?
ERAST: Och!
LIZANDER: Koniec jest zwłaszcza udany.
Prześpiewuje koniec kilka razy z rzędu.
Jakże ci się wydaje?
ERAST: Owszem, bardzo ładny.
LIZANDER:
Krok, którego użyłem, też nie mniej jest składny,
A najlepiej wypadła zwłaszcza grupa sama.
Patrz; on tędy przechodzi; tu go mija dama;
Obrót; potem go puszcza i ona tu staje.
Rozumiesz? jakże ci się ta sztuczka wydaje?
Niby zwodzony: ona to w lewo, to w prawo,
On za nią: tyłem, przodem, wykwintnie a żwawo.
I cóż powiesz, markizie?
ERAST: Och, cudo najczystsze!
LIZANDER:
Co mi tam wszyscy wasi uczeni tancmistrze!
ERAST: Tak!
LIZANDER: Zatem taniec...
ERAST: Istną rozkosz sprawia oku.