Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/237

Ta strona została przepisana.
WSTĘP.

Przystopujemy do komedji, którą historja literatury uważa za epoką w dziejach francuskiego teatru, równą co do doniosłości Cydowi Corneille’a; zarazem jest ona, z wielu względów, epoką w twórczości Moliera. Patrzeliśmy, jak cierpliwie wchłaniał w siebie elementy współczesnego teatru; jak, stopniowo i nieznacznie, przetwarza je, coraz więcej znacząc je swojem piętnem; — tutaj czyni stanowczy krok, stwarza własną komedję, wkracza w dziedziną wielkiej swej twórczości.
Aby to dziś dojrzeć, trzeba dobrze się przypatrzeć tej sztuce. Na pozór, między Szkołą mężów a Szkołą żon niema przełomu: ot, ten sam tradycyjny temat, podjęty i opracowany jeszcze raz. Ale, gdybyśmy nawet nie odrazu spostrzegli różnicą, powinna nas ostrzec reakcja, jaką Szkoła żon wywarła w umysłach współczesnych: podczas gdy Szkołę mężów przyjęto zupełnie naturalnie, zachwyt jaki wywołała Szkoła żon u jednych, oburzenia i krytyki u innych, namiętna polemika czyniąca z niej długotrwały „wypadek dnia“, świadczą, iż było w tej sztuce coś zasadniczo nowego, zrywającego ostatecznie z wielu utartemi pojęciami.
Na pozór tedy, jak powiedzieliśmy, ta sama tradycyjna historja: zazdrośnik wyprowadzony w pole przez kobietą. Ale, z tej starej fabuły, wyłania się tu