Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/299

Ta strona została przepisana.

Ją zamknę w domu, wszystkim przystępu zabronię
Straż zaciągnąwszy czujną, a zwłaszcza przegonię
Na cztery wiatry wszystkie baby, peruczarki,
Handlarki wstążek, chustek, wszelkie koronczarki,
Cały ten kram, co jeno knuje pocichutku,
Jakby miłostka jaka mogła dojść do skutku.
Znam dobrze świat i żadna sztuczka mi nie obca.
Dużo sprytu musiałoby być w głowie chłopca,
Gdyby jej zdołał przesłać bodaj liścik mały.



SCENA SZÓSTA.
ARNOLF, HORACY.

HORACY:
Szczęśliwe losy pana mi tutaj zesłały.
W ładnych opałach byłem, daję panu słowo.
Idę sobie przed chwilą, z skłopotaną głową,
Gdy widzę, jak Anusia sama, na balkonie
Rączki oparłszy, również w zamyśleniu tonie.
Widząc mnie, znak mi daje i spieszy, by drzwiczki
Otworzyć do ogrodu wiodące z uliczki;
Ale ledwo znaleźliśmy się w jej izdebce,
Gdy nagle „Idzie, idzie“ pocichu mi szepce,
I, zanim myśli moje zgromadzić potrafię,
Już, jej rączką popchnięty, znalazłem się w szafie.
Wpada tyran: ja, siedząc cicho w swem więzieniu,
Słyszałem, jak po izbie przebiega w milczeniu,
Wzdychając gniewnie, to znów żałośnie na poły,
Pięściami raz po razu grzmocąc wszystkie stoły,
Kopiąc małego pieska, co mu stanął w drodze,
I rozrzucając wszystkie szmatki po podłodze.
Potłukł nawet, nie wiedząc już w złości co robi,
Wazon, co w pokoiku jej kominek zdobi.
Musiał kozieł rogaty już przejrzeć bez mała
Te sztuczkę, co mu kiedyś tak dzielnie spłatała.
Wreszcie, po dobrej chwili tych warjackich marszy,