I na niewinnych sprzętach swoją złość wywarłszy,
Zazdrośnik, mimo że w nim furja nie wychłódła,
Wypadł wreszcie z pokoju, a ja z mego pudła.
Jednakowoż, ze względu na tę przykrą postać,
Baliśmy się już dłużej ze sobą pozostać.
To było zbyt zuchwałe; zato dzisiaj w nocy
Do pokoju się zakraść mam przy jej pomocy.
Zakaszlnąwszy po trzykroć, dam jej znać o sobie;
Una okno otworzy w nieznacznym sposobie,
Przez które, po drabinie, z pomocą Anusi,
Jakoś człowiek do środka przedostać się musi.
Z panem jednym tą wielką nowiną się dzielę:
Miło, gdy szczęście nasze znają przyjaciele:
Choć niewiem jaką słodycz serca wnętrze czuje,
Jeśli nikt nie wie o tem, czegoś mu brakuje.
Zresztą, wiem, jak obchodzą pana moje sprawy.
Bądź zdrów. Trza się zakrzątnąć koło mej wyprawy.
Jakto! los, co upiera się przy mej zagładzie,
Ciągle, wiecznie, we wszystkiem chce mi stać na zdradzie?
Raz po razu tych dwojga podstępy zuchwałe,
Czujności mej niweczyć będą gmachy całe?
Mam być zmieniony w dudka, w mych lat męzkich kwiecie,
Przez młodego szaleńca i głupiutkie dziecię?
Jak stateczny filozof, lat przeszło dwadzieście,
Na smutną dolę mężów patrzyłem w tem mieście,
Śledząc wszystkie objawy przygody tak zdrożnej,
Od której pewnym nie jest najbardziej ostrożny;
Z cudzych losów zasady czerpiąc niewzruszone,
Szukałem środków, aby, skoro pojmę żonę,
Ochronić czoło swoje od smutnej postaci
I chlubnie je wyróżnić z pośród czół mej braci.
W tym szlachetnym zamiarze, zużyłem do dzieła