Ta strona została przepisana.
- Wolę być z dwojga złego rogalem, niż trupem.
- I cóż to za nieszczęście? czyż przez to, dla Boga!
- Garb wyrasta na plecach, koszlawieje noga?
- Bogdaj przepadł, kto pierwszy w łeb swój zabił ćwieka,
- By przez takie chimery zasmucać człowieka;
- I kto wpadł na ten pomysł, w istocie szalony,
- By łączyć honor męża z wybrykami żony.
- Honor, to, każdy przyzna, jest rzecz osobista,
- Za cóż więc ma ten cierpieć, czyja sprawa czysta?
- Godziż się, by żon figle na nas się krupiły?
- Jeżeli żony nasze bez nas nabroiły,
- Mamyż następstwa tego ponosić my sami?
- One głupstw narobiły — a myśmy głupcami!
- To wstyd istny; czas skończyć tę płochą zabawę;
- Powinienby, doprawdy, rząd się wdać w tę sprawę.
- Czyż nie mamy, u licha, innych nieszczęść dosyć,
- Co nam spadają na łeb, nie dając się prosić;
- Procesy, głód, pragnienie, choroby i wojny,
- Czyż nie dosyć już mącą życia tryb spokojny,
- By jeszcze na dobitkę, w przystępie warjacji,
- Nowe klęski wymyślać bez najmniejszej racji?
- Drwijmy z tego; nie dbajmy o gawiedzi wrzaski,
- Głupi, ktoby się trapił, djabli z czyjej łaski.
- Żona moja zgrzeszyła — niechaj więc łzy roni;
- Jam nie winien — któż zatem śmiać mi się zabroni?
- Bądź co bądź, łatwiej człeku znosić te łajdactwa,
- Gdy wie, że nie sam jeden należy do bractwa;
- Patrzeć na figle żony i nie pisnąć, przecie
- To dzisiaj jest w zwyczaju i w najlepszym świecie.
- Pocóż zatem gwałt robić, po jakiego czarta,
- Dla drobnostki, co nawet szeląga nie warta.
- Nazwie mnie ktoś cymbałem, żem z ambicją zerwał.
- Lecz byłbym stokroć większym, gdybym w łeb oberwał.
Kładąc rękę na piersi.
- Jednak czuję, że myśl ta żółć mi całą burzy,
- I nie pozwala wytrwać w bezczynności dłużej;