Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/324

Ta strona została przepisana.

ARNOLF odchodząc wzburzony i nie mogąc wymówić
ani słowa:
Uff!



SCENA DZIESIĄTA.
ENRYK, ORONT, CHRYZALD, HORACY, ANUSIA.

ORONT: Cóż on tak bez słowa?...
HORACY: Ach, ojcze kochany,
Dowiesz się, w jaki sposób własne twoje plany
Wyprzedził los, i sam już dopełnił najprościej
Zamiarów, urodzonych z twojej roztropności.
Wiedz, że tkliwej miłości wzajemne zapały
Z tą powabną pięknością dawno mnie związały;
I że ona-to właśnie jest dziewicą ową,
Dla której Enrykowi dałeś moje słowo.
ENRYK: Skorom ją ujrzał tylko, byłem tego pewny,
Tak duszę mą napełnił jakiś płomień rzewny.
Pójdź, dziecię, w me objęcia, pójdź, niech spojrzę na cię!...
CHRYZALD: I jabym to z ochotą uczynił, mój bracie,
Lecz nie tutaj potemu jest miejsce, doprawdy:
Chodźmy w domu dochodzić całej słodkiej prawdy,
Spłacić imć Arnolfowi koszta jego trudów,
I sławić dobre niebo za tak wiele cudów.