Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/339

Ta strona została przepisana.

część obrony Moliera — a wrócimy do tej kwestji przy Świętoszku — niezupełnie jest prowadzona z dobra wiarą: nie może on w niej wyrazić całej swojej myśli, lub może sam nie uświadamia sobie jej wszystkich konsekwencji.
Jako utwór literacki, jest Krytyka szkoły żon nowym dowodem genjuszu komedjowego Moliera. Stworzyć komedję z aktualnej dyskusji estetycznej, z rozmowy kilku osób siedzących w krzesłach, to nielada zadanie, i Molierowi zadanie to się udało. Dziś nawet, gdy poruszane w niej kwestje przebrzmiały, sztuczka ta zachowała swój wdzięk i żywotność. Przyjrzyjmy się, z jaką sztuką Molier bierze się do tego, jak umie wprowadzić każdą figurę: „wykwintnisia“ Klimena, mdlejąca, wykrzykująca; „markiz“, poprzedzony i przygotowany zabawnym epizodem ze służącym; Lyzidas, od pierwszego słowa wybornie skreślona sylweta próżnego i zawistnego pedanta. A sposób prowadzenia dyskusji, jak zwykle u Moliera traktowany muzycznie, rozłożony na instrumenty, nie dający ani przez chwilę wrażenia monotonji. Z jednej strony: Uranja, łagodna dobroć, zdrowy rozum, bierze udział w rozprawach jakby od niechcenia, nie chcąc ranić niczyjej miłości własnej. Główną część obrony bierze na siebie Dorant, przez którego przemawia Molier sam, bardzo zręcznie wkładając swoje słowa w „niefachowe“ usta; wreszcie Eliza (grała ją żona Moliera), sprytna, lekka, przekorna, dobija przeciwników udając ich partyzantkę, dobija zwłaszcza Lyzidasa, człowieka bądźcobądź niebylejakiego, wciągając go zręcznie w pułapkę, w towarzystwo markiza-przygłupka i śmiesznej Wykwintnisi. Te trzy osoby, Uranja, Eliza i Dorant, to stronnictwo Moliera; a przeciwnicy? postarał się o to, aby skupić na nich wszystkie śmieszności.