KLIMENA: Jakto! więc nie obraża najwyraźniej skromności naszej to co mówi Anusia?
URANJA: Oczywiście, nie. Nie mówi ani słowa, któreby, samo w sobie, było choć trochę nieprzystojne; a jeżeli pani chce się dopatrywać tam czegoś innego, to pani dopuszczasz się sprosności, nie ona, skoro Anusia mówi jedynie o wstążeczce którą jej zabrano.
KLIMENA: Ach, już my wiemy, co to jest ta wstążeczka, i owo coś[1], na którem urywa, nie jest tam od parady. Przy tem coś, nasuwają się myśli dosyć osobliwe. To coś bardzo a bardzo mi się nie podoba: cobądźby pani mogła powiedzieć, nie będziesz w stanie obronić bezczelności tego coś.
ELIZA: Co prawda to prawda, kuzynko; trzymam z panią przeciw temu coś. To coś jest bezczelne w najwyższym stopniu; źle czynisz, w istocie, usiłując bronić jeszcze tego coś.
KLIMENA: Jest tu, doprawdy, obscenja[2] zbyt daleko posunięta.
ELIZA: Jak się wymawia słowo którego pani użyła?
KLIMENA: Obscenja, pani.
ELIZA: Ach, Boże! obscenja. Nie wiem wprawdzie co to słowo ma oznaczać, ale wydaje mi się w prost zachwycające.
KLIMENA: Widzi pani, własna jej kuzynka bierze moją stronę.
URANJA: Ech, Boże, to pleciuga, która co innego mówi, a co innego myśli. Niech jej pani nadto nie ufa, proszę mi wierzyć.
ELIZA: Och, jakaś ty niedobra, aby podawać w podejrzenie moją szczerość. Jakże jabym wyglądała,
- ↑ Szkoła żon, Akt II, scena 6.
- ↑ Słowo obscenité, które tu Molier wyszydza, przeszło do języka francuskiego, jak w ogóle wiele wyrazów ze słownika „Wykwintniś“.