Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/365

Ta strona została przepisana.

nością prawdziwie poważnej sztuki. Mimo to, cały świat idzie dziś na lep tego rodzaju utworów; na nich tylko ludzie się tłoczą; widzimy przerażające pustki na wielkich dziełach, podczas gdy błazeństwa ściągają cały Paryż. Wyznaję, nieraz serce mi się krwawi: to prawdziwa hańba dla Francji!
KLIMENA: To prawda, smak jest dzisiaj szczególnie zepsuty i wiek nasz gminnieje wprost przerażająco.
ELIZA: Jakie to przemiłe słowo: gminnieje![1] Czy to pani je stworzyła?
KLIMENA: Och!
ELIZA: Byłam pewna, doprawdy.
DORANT: Sądzi pan więc, panie Lizydasie, że cała wartość i wszystkie piękności mieszczą się jedynie w poważnych utworach, i że sztuki komiczne, to błazeństwa nie zasługujące na żadne uznanie?
URANJA: Wyznaję, z tembym się nie umiała zgodzić. Tragedja, bezwątpienia, jest piękną rzeczą, skoro po mistrzowsku nakreślona; ale komedja też ma swoje powaby. Zdaje mi się, że jeden rodzaj wcale nie jest łatwiejszy od drugiego.

DORANT: Z pewnością, pani; i gdyby pani, z punktu widzenia trudności, przechyliła nieco szalę na stronę komedji, nie minęłabyś się może z prawdą. Co do mnie, uważam, że łatwiej jest o wiele nadąć się podniosłemi uczuciami, rzucać w pięknych wierszach rękawicę przeznaczeniu, oskarżać losy i miotać zniewagi przeciw bogom, niż wniknąć należycie w śmiesznostki ludzi i przedstawić na scenie w miły sposób ułomności świata. Ktoś, kto tworzy sobie bohaterów, robi z nimi co mu się podoba. Są to portrety z fantazji, w których nikt nie szuka podobieństwa; wy-

  1. Encanailler, słowo ukute przez Wykwintnisie, również przyjęło się powszechnie.