Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/367

Ta strona została przepisana.

w swej sztuce na właściwą drogę, niema bowiem miejsca, gdzieby wyroki były równie trafne i sprawiedliwe. Nie biorąc w rachubę, że i na dworze znalazłoby się sporo ludzi prawdziwie wykształconych, prosty wrodzony smak i obycie wielkiego świata stwarzają tam wytworność sądu, która ocenia rzeczy bez porównania trafniej, niż zardzewiała wiedza pedantów.
URANJA: To prawda, że na dworze, o ile się kto bodaj trochę oń ociera, przewija się przed oczami codziennie dość wydarzeń, aby móc nabyć pewnego ćwiczenia i trafności sądu, zwłaszcza już co się tyczy złego i dobrego rodzaju dowcipu.
DORANT: Dwór ma swoje śmieszne figury, przyznaję chętnie, i, jak każdy widzi, pierwszy gotów jestem im to wytykać. Ale, daję słowo, znalazłoby się ich również niemało między zawodowymi estetami; jeśli wprowadza się na scenę pociesznych markizów, zdaje mi się, że o wiele słuszniej jeszcze możnaby na niej przedstawić panów autorów. Byłaby to rzecz naprawdę zabawna, odmalować na scenie ich wszystkie uczone przekwinty i mądre wydziwiania, ich piekielny obyczaj zamordowywania ludzi czytaniem swych utworów, chciwość na pochwały, nieszczerość w wyrażaniu myśli, handlowanie uznaniem, zaczepne i obronne ligi, zarówno jak ich papierowe wojny i pojedynki na wiersz i prozę.
LIZYDAS: Pan Molier jest szczęśliwy, panie kawalerze, iż znalazł w panu tak gorącego obrońcę. Ale, aby przejść do samej rzeczy, chodzi o stwierdzenie czy sztuka jest dobra; ja zaś ofiaruję się wykazać w każdem miejscu sto bijących w oczy błędów.
URANJA: To szczególna rzecz u was, panowie poeci, że zawsze potępiacie sztuki na które się cały świat tłoczy, a pochwały macie jedynie dla tych, których żywy duch nie chce oglądać. Dla jednych oka-