głos w radzie, głos rozsądku; żona Moliera, Armanda korzystająca z praw kochanej kobiety, z którą Molier przekomarza się czule na scenie; nie ominął nawet sposobności przypada łatki pannie du Parc, która miała skłonność do mizdrzenia, także dobrze spożytkowaną świeżo w roli Klimeny.
Można sobie wyobrazić, jaki pieprzyk nowości dla ówczesnych słuchaczy musiało mieć to widowisko jak zwłaszcza musiał bawić króla ten poufały a zarazem serdeczny ton, z jakim wciągano go niemal jako współaktora sztuki.
Po drodze, Molier chlasnął aktorów z Pałacu Burgundzkiego, którymi nie miał czasu się zająć w Krytyce szkoły żon. Trzeba zauważyć, iż Molier celował w talencie udawania aktorów, i że scenka ta wprowadzona była poto aby mu dać sposobność popisania się tym talentem. Ale, poza złośliwością konkurencyjną, jak tu, zdaje się, i głębszy podkład, jest różnica w pojmowaniu sztuki aktorskiej. Pałac Burgundzki, to stara szkoła, koturn, patos, przesada; aktorzy tej szkoły dosłownie zdzierali płuca deklamacją; Molier, to dążenie do naturalności i prawdy. Ciekawem jest, jak Molier schodzi się tu z utworem, którego oczywiście nie znał, z Hamletem Szekspira: i tam mamy widowisko na scenie, wprowadzenie aktorów, kawałka kulis, jak również poglądy na sztukę aktorską (Akt III, scena 2), bardzo pokrewne z poglądami Moliera.
Broniąc się przed zarzutami jakoby w satyrze swojej mierzył w osobistości, Molier odpowiada z uśmieszkiem na krążące widocznie, i tak chętnie przyjmowane zawsze prognostyki, że się już wyczerpał. Z iskrzącą werwą wysypuje całą masę tematów, satyrę życia społecznego, która mu już chodziła po głowie. („Nie znajdzie tematów“... etc., str. 398).
Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/380
Ta strona została przepisana.