Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/387

Ta strona została przepisana.

jesteśmy tylko poto aby spełniać ich życzenia; skoro dadzą rozkaz, winniśmy w lot korzystać z ochoty którą raczyli objawić. Lepiej wykonać niedoskonale to czego żądają, niż nie dość rychło; jeśli ponoszą wstyd żem się nie dość dobrze wywiązał z zadania, mam w zamian bodaj tę chwałę, iż byłem na wyskoki powolnym rozkazowi. Ale wróćmy do naszej próby, jeśli łaska.
PANNA BÉJART: I jakże, wedle pana, mamy się zabrać do tego, skoro nie umiemy ról?
MOLIER: Będziecie umieli, powiadam; a gdybyście nawet nie umieli dokładnie, nie możecież nadrobić tu i ówdzie własnym dowcipem, skoro rzecz pisana jest prozą i skoro wiecie o co chodzi?
PANNA BÉJART: Upadam do nóg. Proza jest jeszcze gorsza od wierszy.
PANNA MOLIÈRE: Wiesz, co ci powiem? powinienbyś napisać komedję, w którejbyś grał sam jeden.
MOLIER: Cicho siedź, żono, jesteś gęś.
PANNA MOLIÈRE: Ślicznie dziękuję, mój panie mężu. Oto, do czegośmy doszli! Widzę, że małżeństwo bardzo zmienia ludzi; pewnie nie odezwałbyś się w ten sposób przed półtora rokiem.
MOLIER: Cicho już bądź, proszę cię.
PANNA MOLIÈRE: Daję słowo, gdybym miała pisać komedję, napisałabym ją na ten temat. Rozgrzeszyłabym kobiety z wielu rzeczy które im zarzucają, i poruszyłabym może sumienie mężów, stawiając im przed oczy szorstkość ich postępowania w porównaniu z uprzejmością wzdychających zalotników.
MOLIER: Dajmyż temu pokój. Nie czas na gawędy; co innego mamy do roboty.
PANNA BÉJART: Ale, skoro polecono panu osnuć temat na krytykach krążących przeciw tobie, czemuż nie napisałeś owej komedji komediantów, o której wspominałeś niedawno? Przedmiot był jak