Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/399

Ta strona została przepisana.

tach na czyjejś osobistości. Zamiarem jego jest malować obyczaje, nie tykając zgoła osób; postacie, które przedstawia, to figury wzięte z powietrza, czyste urojenia, które kształtuje w swojej wyobraźni, aby niemi rozerwać słuchaczy. Mówił, że byłby niepocieszony, gdyby miał kiedy dotknąć kogokolwiek, i że, jeżeli coś zdołałoby go zrazić do pisania komedji, to właśnie owo doszukiwanie podobieństw, które nieprzyjaciele, w brew jego intencjom, usiłują złośliwie mu podsuwać, aby mu szkodzić w oczach pewnych osób. Co do mnie, uważam że on ma słuszność: bo i pocóż, pytam, odnosić tak uporczywie do kogoś każdy gest i każde słowo i ściągać na głowę biednego autora tysiączne kłopoty? Poco mówić głośno: „To ma być ten a ten“, skoro tego rodzaju rysy mogą odnosić się do stu osób? Ponieważ rzeczą komedji jest przedstawiać w ogólnych kształtach wszelkie wady ludzkie, a zwłaszcza właściwe epoce w której żyjemy, niepodobna Molierowi stworzyć typu któryby nie przypominał poniekąd kogoś z istniejących; toteż, jeżeli wiecznie ma go ktoś oskarżać że miał na myśli tę lub ową osobę, w takim razie będzie musiał wogóle zaprzestać pisania komedji.
MOLIER: „Na honor, kawalerze, ty chcesz, jak widzę, usprawiedliwić Moliera, a zarazem oszczędzić naszego przyjaciela.
LA GRANGE: „Wcale nie. On ciebie właśnie oszczędza; ale znajdziemy jeszcze innych sędziów.
MOLIER: „Zgoda. Ale powiedz mi, kawalerze, czy nie sądzisz, że twój Molier trochę się wyczerpał i że nie łatwo znajdzie już tematów do...
BRÉCOURT: Nie znajdzie tematów? Ech, poczciwy markizie, bądź pewny, że mu ich zawsze dostarczymy poddostatkiem; i że wcale nie jesteśmy