Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/402

Ta strona została przepisana.

MOLIER: Dobrze. Po tych ceremonjach, każdy zajmie swoje miejsce i będzie rozmawiał siedzący, z wyjątkiem markizów, którzy będą naprzemian to wstawać to siadać, zgodnie z wrodzoną ruchliwością. „Na honor, kawalerze, twoje krezy u spodni muszą być z czegoś bardzo niezadowolone.
BRÉCOURT: „Jakto?
MOLLIER: „Bo się skrzywiły niemiłosiernie.
BRECOURT: „Brawo, markizie! Turlupin[1] ci się kłania!
PANNA MOLIÈRE: „Doprawdy, pani, nie mogę wyjść z podziwu nad cerą tak olśniewającej białości A usta! toż-to kolor najżywszej purpury.
PANNA DU PARC: „Ach, co też pani mówi! Proszę się na mnie nie patrzyć; jestem dziś poprostu szkaradna.
PANNA MOLIÈRE: „Och, proszę pani, zechciej podnieść nieco swój czepeczek.
PANNA DU PARC: Fe, jestem odrażająca, mówię pani; sama na siebie dziś patrzeć nie mogę.
PANNA MOLIÈRE: „Jest pani urocza!
PANNA DU PARC: „Nie, nie.
PANNA MOLIÈRE: „Niechże się pani pokaże.
PANNA DU PARC: „Ach, pfe! nie, błagam panią.
PANNA MOLIÈRE: „Koniecznie.
PANNA DU PARC: „Ach, Boże, nie.
PANNA MOLIÈRE: „Tak, tak.
PANNA DU PARC: „Doprowadza mnie pani do rozpaczy.
PANNA MOLIÈRE: „Chwileczkę.
PANNA DU PARC: „Ech!
PANNA MOLIÈRE: „Musi mi się pani pokazać. Nie umiem się wyrzec rozkoszy twego widoku.

PANNA DU PARC: „Och, Boże, cóż za szcze-

  1. Turlupin, patrz Krytyka Szkoły żon.