Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/51

Ta strona została przepisana.
AKT PIERWSZY.
SCENA PIERWSZA.
DONA ELWIRA, ELIZA.

DONA ELWIRA:
Nie, nie wybór, lecz skłonność jakowaś kryjoma
Rozstrzygnęła w mem sercu między nimi dwoma,
I, mimo wszystko, niemasz nic w księcia osobie,
Z czego pierwszeństwa praw o mógłby rościć sobie.
Na równi z nim, don Sylwjo oczom rozpościera
Wszystko, co może zdobić czoło bohatera;
Równy blask cnót rycerskich, równa świetność rodu,
Żadnego z nich przełożyć nie dała powodu;
I dotąd może trwałabym w onej rozterce,
Gdyby zasługę jeno ważyć miało serce;
Lecz ów głos, co z niebiosów duszę nam przenika,
Rozstrzygnął sam o losie mego zalotnika;
I, mimo obu książąt porówne zalety,
Dla don Garcji zadrgało me czucie kobiety.
ELIZA:
Jednak gwiazda, co jemu tak szczęśliwie płonie,
Dość nikłą snać tę miłość zbudziła w twem łonie,
Skoro twe oczy długo mogły wątpić o tem,
Który z dwóch jest twych uczuć łaskawszych przedmiotem.
DONA ELWIRA:
Och, Elizo, rywali tych wyścig tak żywy
Nie odbył się w mem sercu bez walki dotkliwej.
Jednego gdym widziała z nich, pierwszem pragnieniem
Było iść za mych uczuć tkliwem uniesieniem,
Lecz wraz w sercu mem biednem miękły te zamiary,
Gdym patrzyła na srogość drugiego ofiary;