Tam, kędy ktoś chytrości ima się lub zdrady,
Lecz o cóż mam się lękać ja, że w każdej porze,
O dobro mego pana troskam się i trwożę,
I że, razem z nim, lubię rozstrząsać namiętnie
Podejrzenia, któremi myśl karmi zbyt chętnie?
On tem żyje: toż moich starań cel jedyny,
Aby dla jego obaw wyszukać przyczyny,
I znaleść choćby nawet pozory zwodnicze
Czegoś, z czem mógłbym spieszyć przed pańskie oblicze;
Gdy zaś nowiną jakąś, sprawiwszy się dzielnie,
Mogę spokojność jego ugodzić śmiertelnie,
Jakiż on łaskaw na mnie! jakże bez wahania
Umysł jego nieszczęsna truciznę pochłania,
I dziękuje mi za nią, jakgdybym w tej chwili
Radosną wieścią jakąś głaskał go najmilej.
Lecz otóż i mój rywal: zostawiam was razem,
Bo, choć łask twych przestałem łudzić się obrazem,
Zbyt przykroby mi było, gdybym był zmuszony
Patrzeć, jak on dowody ich czerpie z twej strony;
Wolę zatem oszczędzić sobie tej przykrości.
ELIZA:
Zapewne, że, tak czyniąc, postąpisz najprościej.
DON ALWAR:
Wreszcie przyszła wiadomość, iż sam król Nawary
Godzi się poprzeć wszelkie książęcia zamiary,
I że znacznym posiłkiem wspomóc się nie wzbrania
Tej wyprawy, do której księcia miłość skłania.
Dziwem przejmuje szybkość, z jaką się sposobi
Huf rycerski... Lecz oto....