DON GARCJA:
Prawda, niewinność cierpi tutaj bez przyczyny!
Zatem, własnego listu zaprzesz się, zuchwała?
DONA ELWIRA:
Czemuż mam się zapierać, gdym ja go pisała?
DON GARCJA:
I to wiele, iż pani, głosząc to otwarcie,
Własne swe pismo raczysz poznać na tej karcie;
Lecz w zamian, mogę ręczyć, list ten, bez wątpienia,
Odnosi się do kogoś zgoła bez znaczenia,
Lub też te czułe słowa, jestem tego pewny,
Do przyjaciółki były pisane lub krewnej.
DONA ELWIRA:
Nie, do kochanka były pisane te słowa,
Któremu serce oddać jam była gotowa.
DON GARCJA:
I ja mogłem, niewierna...!
DONA ELWIRA: Przestań, niegodziwy,
Nie pomnażaj szaleństwem zniewagi straszliwej.
Jakbądź pana postępków mych sędzią nie czynię,
I sobie z nich rachunek winnam jest jedynie,
Dla twej kary tem większej, oczyścić się godzę
Z zarzutów, które dumę mą ranią tak srodze.
Dowiesz się całej prawdy, nie wątp o tem, panie;
Woli twojej bez zwłoki tu się zadość stanie.
Mam dowody pod ręką; chęć się twoja spełni,
Niewinność ma za chwilę błyśnie w całej pełni;
I chcę, twój głos za sędzię biorąc w tej potrzebie,
Abyś w niej, książę, wyrok wydał sam na siebie.
DON GARCJA:
Trudno pojąć, co pani tą mową niejasną...
DONA ELWIRA:
Wkrótce zrozumiesz, książę, na swą szkodę własną.
Elizo!