Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/81

Ta strona została przepisana.

Hańbą dla niej, gdy musi sama sobie kłamać,
I nieraz, by zwycięsko wyjść z walki tak smutnej,
Własnym swoim uczuciom zada gwałt okrutny,
Zatnie się w swym honorze, i serdeczne chęci,
Byle wytrwać w swem słowie, wspaniale poęwięci.
Toteż, to przebaczenie, któregoś jest świadkiem,
Nie sądź iż już przyszłości jest szczęsnej zadatkiem;
I jakiebądź mi losy na świecie sądzono,
Wierz mi, póty książęcia nie zechcę być żoną,
Póki on, w swem szaleństwie mając się na pieczy,
Z zazdrości tej doszczętnie sam się nie uleczy,
I nie da mi pewności, że już w żadnym względzie
Na łup zniewag me serce wydanem nie będzie.
ELIZA:
Lecz gdzież w zazdrości widzisz zniewagi zamiary?
DONA ELWIRA:
Czyż jest coś, coby bardziej godnem było kary?
leż musi przewalczyć serce nasze sromu,
Nim wyznać, że go kocha, odważy się komu!
Jakże potężnie honor nasz i wstyd niewieści,
Wbrew chęciom nawet, broni nam zwierzeń tej treści;
Gdy więc je zmogą wreszcie miłości pożary,
Godziż się ważyć lekce szczerość tej ofiary?
I czyż nie zbrodnią wątpić, że z serca poczęty
Głos, co się wydarł sercu po walce zaciętej?
ELIZA:
Ja znów sądzę, że nieco wahania w tym względzie
Obrazą dla kobiety nie jest i nie będzie;
I że źle jest, gdy w sercu kochanka zagości
Zbyt silne przekonanie o naszej miłości,
Jeśli...
DONA ELWIRA: —
Skończmy. Niech każda zostanie przy swojem,
Słowem, myśl ta przejmuje mnie wciąż niepokojem;
Przeczuwam, mimo żebym pragnęła inaczej,
Iż między mną a księciem coś złego się znaczy,