Lecz, pani, czyliż serce me winne tej zbrodni?
I piękność twa nadziemska, co cuda te sprawia,
Czyż jakąkolwiek wolność czuciom mym zostawia?
Któż z nas dwojga daninę cięższą losom płaci?
Wszak jej serce, mnie tracąc, zdrajcę jeno traci;
Po takim ciosie można pocieszyć się przecie:
Lecz ja, nieszczęścia trafem bez równego w świecie,
Tracąc wierną kochankę, ponosić wraz muszę
Beznadziejnej miłości najsroższe katusze.
DONA ELWIRA:
Serce twoje to jeno dziś ma, czego pragnie;
Do woli naszej ono wszak zawsze się nagnie;
I, choć czasem słabością przez chwilę zawini,
Zawsze w końcu rozwaga, stateczna mistrzyni...
mniemany don Sylwjo.
DON GARCJA:
Widzę, pani, że moje nadejście zbyt skore
Rozmowę tak poufną przerwało w złą porę;
Alem się nie spodziewał, szczerze wyznam pani,
Że ją zastanę tutaj w tak zacnej kompanji.
DONA ELWIRA:
I ja zdziwienie owo podzielam wraz z panem;
Przybycie to i dla mnie było niespodzianem.
DON GARCJA:
Skoro tak twierdzisz, wątpić nie mamy powodu,
Że on bez wiedzy pani wszedł do tego grodu.
do don Alfonsa:
Ale ty, panie, czyliż nie mogłeś przypadkiem
Uprzedzić nas zawczasu o szczęściu tak rządkiem,
Abyśmy dla osoby równie znamienitej
Mogli zgotować wszystkie należne zaszczyty?