Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/92

Ta strona została przepisana.

Stąd słowa, co z ust jego tak niebacznie padły.
Lecz dzisiaj już zawrócił na szaleństwa drodze,
Poznał, pani, jak bardzo cię ukrzywdził srodze,
I, pędząc precz oszczercę, chce ci, pani, dowieść,
Jak cierpi, iż mógł wierzyć w tę niecną opowieść.
DONA ELWIRA:
Hm, zbyt rychło uwierzył coś w niewinność moją;
Tak łatwo podejrzenia rany się nie goją:
Powiedz mu, że na wiarę gdy chce się tak silić,
Niech się nie spieszy zbytnio, by się nie omylić.
DON ALWAR:
Księżniczko...
DONA ELWIRA:
Don Alwarze, nie ciągnijmy dłużej
Rozmowy, co zarazem drażni mnie i nuży,
Do współczucia niewoląc, zaiste nie w porę,
Me serce, co od innych zgryzot dość jest chore.
Ach, tak; cięższe strapienia dziś noszę w swem łonie,
I wieść o mej dostojnej przyjaciółki zgonie
Tak wyłączne do mojej żałości ma prawo,
Ze nie chcę jej zamącać żadną inną sprawą.
DON ALWAR:
Wieść ta może okazać się fałszywą jeszcze;
Wyroki zaś twe, pani, księciu tak złowieszcze...
DONA ELWIRA:
Jakąbądź go zgryzotą te wyroki ranią,
Zawsze mniejszą jest ona, niż zasłużył na nią.


SCENA DRUGA.
DONA ELWIRA, ELIZA.

ELIZA:
Czekałam aż odejdzie, pani, by ci wieści
Przynieść, co może będą pociechą w boleści,