Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/95

Ta strona została przepisana.
SCENA SZÓSTA.
DON GARCJA, DON ALWAR, ELIZA.

DON GARCJA:
Ach niechaj cię poruszy ma boleść straszliwa,
Elizo; chciej dopomóc biednej mojej duszy,
Rzuconej dziś na pastwę okrutnych katuszy.
ELIZA:
Na ową boleść, książę, co serce twe tłoczy,
Inaczej patrzą moje niż mej pani oczy;
Lecz tak już jest u ludzi, że, niebios wyrokiem,
Każdy na świat spogląda własnym jeno wzrokiem:
Gdy zatem ona bierze do serca tak żywo
Twą zazdrość, iż jej zbrodnią zdaje się straszliwą,
Jabym, na miejscu księcia, uległa w tym względzie
I starała hamować się w swoim zapędzie.
To pewna, że kochanek dobrą kroczy drogą,
Biorąc czucia, co miłej podobać się mogą,
I sto usług mniej sprawi, niż poddanie takie
Co każe wierzyć w dwojga serc bicie jednakie;
Takie związki najsilniej jednoczą, to pewne;
I to najmilszem, co nam zdaje się pokrewne.
DON GARCJA:
Wiem o tem; lecz, niestety, mocniejsze tu prawa
Sprawiają, iż zamiarom serce w poprzek stawa;
I, mimo wszelkich starań, wciąż srożą się we mnie
Burze, którym opierać silę się daremnie.
Jakkolwiek ta niewdzięczna równie jak zuchwała,
W rywala obecności płomień mój zdeptała,
I sama okazała mu czułości tyle,
Że wspomnienie to duszę mą nęka co chwilę,
Lecz, żem dał ucho wieści, oszczerczej w połowie,
Mniemając iż w tej rzeczy ona była w zmowie,
Zbyt wielki czułbym ciężar, gdybym, tej godziny,
Miał się rozstać z księżniczką z uczuciem mej winy.
Tak, chcę, jeżeli czeka nas owo zerwanie,