Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom III.djvu/31

Ta strona została przepisana.

MARFURJUSZ: Cóż to! Co za bezczelność! Znieważać mnie w ten sposób! Ośmielić się podnieść rękę na takiego filozofa!
SGANAREL: Chciej pan odmienić, jeśli łaska, spo-sób wysławiania. Należy rozważać każdą rzecz z powątpiewaniem, nie powinieneś zatem mówić że cię obiłem, ale że ci się wydaje że cię obiłem.
MARFURJUSZ: Czekaj! zaraz pójdę do komisarza ze skargą na tę napaść.
SGANAREL: Umywam ręce.
MARFURJUSZ: Mam ślady na ciele.
SGANAREL: Być może.
MARFURJUSZ: To ty mnie tak urządziłeś.
SGANAREL: Nie jest niepodobieństwem.
MARFURJUSZ: Uzyskam wyrok.
SGANAREL: Nic o tem nie wiem.
MARFURJUSZ: Będziesz sądownie ukarany.
SGANAREL: Stanie się, jak ma się stać.
MARFURJUSZ: Poczekaj tylko.


SCENA DZIEWIĄTA.
SGANAREL sam:

Ech! nie można wycisnąć jednego rozsądnego słowa z tego kundla: tyle się wie na końcu, co z początku! Co uczynić w tej niepewności? Żenić się, czy nie żenić? Ha, idą Cyganki; każę sobie wywróżyć przyszłość.


SCENA DZIESIĄTA.
SGANAREL, DWIE CYGANKI.
Cyganki wchodzą z bębenkami, tańcząc i śpiewając.

SGANAREL: Wesołe sobie. Słuchajcie-no, mogłybyście mi powróżyć?
PIERWSZA CYGANKA: Owszem, piękny panie, powróżymy z całego serca.
DRUGA CYGANKA: Podaj nam rękę, a w niej