Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom III.djvu/43

Ta strona została przepisana.
ŚPIEW CZARODZIEJA
wykonany przez pana Destival.

CZARODZIEJ: Kto tu? Kto tu? Kto tu?
SGANAREL: Swój, swój, swój.
CZARODZIEJ: Powiedz prędko, co za troski
Spadły na cię z woli boskiej?
SGANAREL: Chwała Bogu, ten przynajmniej poprostu zabiera się do rzeczy; takiego mi było trzeba. Chciałbym poradzić się co do pewnej sprawy, która mię bardzo kłopocze. Mam dziś zaślubić młodą i piękną osobę; kocham ją z całego serca, ale boję się aby mi nie przyprawiła rogów, coby mnie doprowadziło do wściekłości. Proszę więc, abyś mi powiedział, czy nie byłoby sposobu uniknąć tego smutnego wypadku?
CZARODZIEJ: Daruj mi, panie łaskawy,
To są bardzo ciężkie sprawy
SGANAREL: Nic nie jest niepodobieństwem dla twojej sztuki; nie chciej mi odmawiać łaski o którą proszę; od pana jedynie zależy pouczyć mnie, jaki los m nie czeka.
CZARODZIEJ:
W tym celu, władzą mocy niezgłębionej,
Zwołam tu cztery Demony.
SGANAREL: Niechże pan da pokój, błagam. Jestem najpłochliwszym i najbardziej trwożliwym człowiekiem pod słońcem. Demony mają twarzyczki strasznie obrzydliwe; na sam ich widok gotówbym umrzeć ze strachu. Nie, nie, niech im pan nie każe przychodzić, zaklinam; moje oczy nie nawykły do oglądania takich figur.
CZARODZIEJ: Nie lękaj się zgoła o to:
Sprawię, by nie raziły cię swoją szpetotą.
SGANAREL: Ale, przedewszystkiem, niech się trzymają na przyzwoitą odległość. Pan to rozumie: