Strona:Mowy Sejmowe. Nr 2.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

francuskim pana Klemanso dziś niema ani jednego socjalisty. Z natury rzeczy socjaliści francuscy zwalczają pana Piszona i pana Klemanso, tak samo jakby nasi panowie koledzy socjaliści zwalczali rząd polski, w którym nie byli oni reprezentowani. Ja osobiście nie pragnąłbym rządu, w którymby panowie koledzy z lewicy nie byli reprezentowani (śmiech na lewicy). Socjaliści zwalczają rząd pana Klemanso, zwalczają pana Piszona, bo istnieje pewna solidarność, którą i panowie wszędzie i zawsze podkreślają — hasła — które widnieją na organie waszego pisma „Robotnika“. Proszę panów, ale jest pewna granica dla tej solidarności międzynaradowej, a tą granicą jest interes narodowy (brawo). Trybuna Sejmu polskiego nie jest miejscem dla ataków na pana Piszona (na prawicy głosy: słusznie. Na lewicy: dlaczego?). Polsce to nie pomoże i korzyści nie przyniesie (głosy: tak jest). Atakował dalej pan kolega Daszyński pana Klemanso za to, że mówił o granicach historycznych Polski, że Polska ma powstać w granicach historycznych. Proszę panów, przeciw temu wypowiedzeniu się pana Klemanso wystąpiła w całym świecie prasa socjalistyczna i prasa tych żywiołów, które swoje wrogie usposobienie dla narodu polskiego na każdym kroku zaznaczają. Jest rzeczą wiadomą, że socjaliści, tak niemieccy, jak i inni, dopuszczali tylko Polskę etnograficzną, Polskę małą. Jak sobie socjaliści niemieccy tę Polskę wyobrażają, znane jest wszystkim tym panom, którzy śledzą pisma niemieckie, to znane jest mnie, który do ostatniej chwili siedziałem w parlamencie i o te granice Polski zachodnie z nimi walczyłem. Otóż, zdaniem socjalistów niemieckich, miała należeć zaledwie część Księstwa Poznańskiego, ani kawałek Górnego Śląska, ani kawałek Prus Zachodnich, nie wspominając wcale o Gdańsku. Pytam pana kolegi Daszyńskiego, który był na międzynarodowym kongresie socjalistycznym w Stokholmie, pytam, czy ten kongres nie oświadczył się również za tem małem państwem polskiem? (Daszyński: Nie było żadnego kongresu.) Ale był zjazd. (Daszyński: Nie było żadnego zjazdu.) Nie chodzi tu o termin, obojętna rzecz, czy to nazwiemy zjazdem lub kongresem. (Wrzawa na lewicy. Marszałek przywołuje do porządku.) Tam uchwalono... (przerywa Daszyński: Tam nic nie uchwalono. Nie było komu uchwalić. Wrzawa na lewicy.) Ale zresztą co daleko szukać, zapytajmy pana Daszyńskiego, co on powiedział swego czasu o naszem dojściu do morza. Wszakże pan Daszyński kontentował się rynną przez Wisłę pociągniętą do morza, a więc oddawał Niemcom Śląsk i Prusy Zachodnie. (Śmiech.) To był jego największy program Polski. Proszę panów, zapytajmy się, jakie stanowisko panów socjalistów do wschodniej Galicji poza Lwowem. Wracając do pana Klemanso powiadam, że w owym czasie zjeżdżała jedna delegacja po drugiej do Szwajcarii; litewska, ukraińska, a wszystkie te delegacje zatrzymywały się w Berlinie. Tam wskazówek udzielał im pan baron Ropp, szpieg, szpicel i ajent niemiecki. I tych delegacyj Francja do swego kraju nie wpuściła.

O Śląsk i Spiż.

Skutkiem tego socjaliści francuscy bezustannie atakowali pana Klemanso i p. Piszona, tego samego pana Klemanso, który w liście