Strona:My, dzieci sieci - wokół manifestu.pdf/36

Ta strona została uwierzytelniona.

tura ta jest efektem przemian świata nowoczesnego (czy nawet — jak twierdzą niektórzy: ponowoczesnego), nierozerwalnie związanych z innowacjami technologicznymi, także komunikacyjnymi. Bez wątpienia, kultura prefiguratywna to my, teraz, tutaj. To dzieci sieci, uczące starsze rodzeństwo i rodziców, jak funkcjonować w tak zagadkowym świecie, w którym w kieszeniach spodni nosimy komputery o zaawansowanych mocach technologicznych, niewyobrażalne jeszcze dekadę temu.
Moja dwuletnia bratanica bez problemu obsługuje dowolne urządzenie z ekranem dotykowym, intuicyjnie uruchamiając czytniki, smartfony czy tablety. Każdy z nas ma w swoim otoczeniu takie dziecko lub przynajmniej widzieliśmy je na filmiku zamieszczonym na YouTube (np. tym, w którym kilkunastomiesięczna dziewczynka doskonale radzi sobie z obsługa iPada, nie do końca jednak udaje jej się to z papierowym magazynem, który zdaje się nie zachowywać zgodnie z jej oczekiwaniami). Z zaskoczeniem i oczarowaniem obserwujemy więc te dzieci, które bez żadnego onieśmielenia podchodzą do gadżetów elektronicznych, w mig rozszyfrowując sposób ich działania, przeznaczenie, i odnajdując interesujące aplikacje. Dzieci sieci jak się patrzy.
Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy samo intuicyjne uruchomienie urządzenia to za mało, a bezproblemowe dotarcie do ulubionych stron nie pozwala na poszerzenie wiedzy. Problem pojawia się także wtedy, kiedy liczba dostępnych źródeł wiedzy zdaje się być nieskończona. Prawdę powiedziawszy, są to te same problemy, które chyba od zawsze związane są z edukacją: umiejętność pozyskiwania informacji czy sprawna weryfikacja źródeł wiedzy są niezbędne bez względu na to, czy korzystamy z zasobów szkolnej biblioteki, czy wpisujemy zapytanie do wyszukiwarki.
Nie wspomina o tym Czerski, wyraźnie to jednak było widać w naszym badaniu, które obejmowało również obserwację zachowań w szkole, podczas lekcji informatyki oraz przerw w zajęciach. Jak się szybko okazało — stosunkowo sprawne obsługiwanie nowych narzędzi i intuicyjne podejście do nich to zdecydowanie za mało, aby móc rzetelnie zdiagnozować wartość odnalezionych informacji lub samodzielnie spróbować odszukać nowe źródło wiedzy. Dzieci i młodzież, podobnie jak i wielu starszych użytkowników Internetu, korzystają z utartych ścieżek pozyskiwania wiedzy. Jeśli wyszukiwarka, to Google, jeśli kompendium przystępnie przedstawionej wiedzy na każdy temat, to Wikipedia, jeśli wiadomości z kraju, to jeden ulubiony portal itd. Konieczność wyjścia poza utarte schematy i odnalezienia stron, na których nigdy nie byli i których sposób funkcjonowania nie jest do końca dla nich klarowny, błyskawicznie odsłania cały obszar niewiedzy, niepewności i braku kompetencji.
Bez względu na to, jakiej przydawki do ich opisu użyjemy — dzieciom potrzebna jest edukacja. Możliwe, że teraz, w obliczu wielu dostępnych źródeł informacji, jest ona potrzebna bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Równocześnie jednak, właśnie ze względu na swoje „usieciowienie”, dzieci te stają się po części partnerami swoich nauczycieli. Jest to sytuacja bez precedensu, wymagająca — oprócz diagnozy — propozycji koniecznych zmian w programach nauczania, a także — w sposobach oceniania.



36My, dzieci sieci: wokół manifestu