Strona:My, dzieci sieci - wokół manifestu.pdf/55

Ta strona została uwierzytelniona.

a zresztą odbiorca ich nie obchodzi. Marzenie o zamianie wolnego internetu w zamkniętą dla „postronnych” folwarczność osiada i będzie osiadało w grównie mnożących się królów Ubu. W kraju z najgorszymi łączami w Europie nasz Ubu już marzy o tym, aby internetowi nie dzielili się z nieinternetowymi tym, co znaleźli w internecie! Nazywa to piractwem, złodziejstwem, nielegalnością.
Trudno dziś sobie wyobrazić siedzącego na ulicy przy łóżku handlarza, oferującego pirackie kopie muzyki z internetu! To nie te czasy! Każdy, kto słucha zespołów, wgranych w internet, sam ma internet i nie potrzebuje nagrań pirackich. Dzielenie się zaś internetowych z nieinternetowymi w kraju z najgorszymi łączami w Europie jest: dzieleniem się: jest dzieleniem się. Myślenie z okresu handlu łóżkowego śmieszy internautów, tylko zarazem są oni przerażeni tym, że jakiś królik Ubu będzie im odcinał internet, bo czegoś „nielegalnego” wysłuchali czy coś „nielegalnego” obejrzeli i przeczytali, i tym się z nieinternetowymi podzielili. Internetowy kontakt z kulturą jest: kontaktem z kulturą: jest kontaktem z kulturą.
Brzydzić człowieka kultury może jedynie legalne szcz…nie i sr…nie na ulicy (przepraszam za wulgaryzmy) oraz szmira, promowana w realu przez wydawców. Każdy budujący kontakt z kulturą jest legalny.
Kontakt z internetem jest kontaktem z czymś, co nazwałam w jednym ze szkiców trzecim ciałem.
No więc w tym trzecim ciele są ścieżki mądre, istotne, i ścieżki głupie, obleśne, śmietnikowe. Najważniejsza sprawa to to, że są tam osobowości i ich istotne treści. Reszta jest, bo jest. I niech sobie będzie, bo sfera wolności ma to do siebie, że zawiera treści, wypowiedzi, mniemania bardzo różne. Internet zatem to nie wyrocznia. Nazwałam go trzecim ciałem, ale nie jest on osobą, nie jest autorytetem, nie jest prawdziwym życiem. Zbyt łatwo można natrafić na zmanipulowane obrazy, na pośpiesznie klecone sensacyjne niusy, poprawiane następnie przez kilka miesięcy albo i lat na jeszcze bardziej sensacyjne. Obok tego śmietnika istnieją jednak wielkie treści, wielkie animacje, wielkie utwory muzyczne i ich wielkie wykonania.
Osobliwy internetowy narząd to miliony blogów. Każdy chce zaistnieć. Każdy coś tam pisze. Jednym z naprawdę istotnych blogów w Polsce to Minimalbooks Piotra Siweckiego. Nas Minimalbooksie spotykają się ludzie pióra z Polski i USA. Ten blog pełni rolę portalu literackiego, pisma, dużej, rosnącej książki. Piotr Siwecki, znakomity prozaik, stworzył coś niesłychanego: nie tylko internetowe pismo, ale i rozwijające się wydawnictwo. Tak mogło się stać, ponieważ prowadzenie bloga jest darmowe. Jak dobrze. Oby ten stan trwał jak najdłużej. Co ja mówię. To musi trwać jak dotąd. Minimalbooks jest wysmakowany, pełen stylu, eksperymentu i znakomitych form. Dobrze. Dzieło literackie to styl, forma, eksperyment. Inaczej nie będzie nigdy.
Piotr Siwecki tworzy dostęp do nietuzinkowej kultury. Ten blog-pismo-wydawnictwo to polski skarb.
Elfriede Jelinek po tym, jak otrzymała nagrodę Nobla, nową książkę opublikowała na swoim blogu, zawiedziona wydawcami, a wydawcy, nie tylko w Polsce, zawodzą na całej linii: zmuszają autorów do produkcji rynkowych produkcyjniaków, nie odkrywają arcydzieł, nie promują talentów. Sprzyjają średniakom i tak zwanej lepszej grafomanii, a także zrzynkom ze starych mistrzów.
Tylko internet bardzo często pomaga dzisiaj arcydziełu dotrzeć do czytelnika, choćby poprzez minimalbooks czy blog Elfriede Jelinek — i poprzez dzielenie się zachwycającą treścią z nieinternetowymi w takim kraju, jak Polska.
To samo zrobił Coelho: umieścił swoje teksty na The Pirate Bay; przypomnę jego motto: „Ściągajcie za darmo, a jeśli Wam się spodoba, kupcie w księgarni”. Coelho zna mechanizm: kupujemy.
Oczywiście miejsca w internecie, gdzie autor sam się publikuje, to także raj dla grafomanów. Tak to się spotkali wybitny autor z grafomanem w nowej pięknej utopii, internecie. Niezależni wybitni autorzy muszą zostać wyłuskani spośród stadionów grafomanów. Ja to robię, zbierając cięgi w sieci i w realu od wodzów w starym stylu, których pełno i wśród krytyków, i w kampusach.

My, dzieci sieci: wokół manifestu55