Strona:My, dzieci sieci - wokół manifestu.pdf/57

Ta strona została uwierzytelniona.

Są ludzie, których stać na odwagę mówienia, i są milczący analfabeci kulturowi i tchórze.
W internecie nie istnieją „masy”, nie istnieje „tłum”. Istnieją tu: wypowiedzi. Wielka rzecz. Wypowiedzi rzecz jasna bywają przemyślane i jak najszybsze — byle się wykrzyczeć, ale nie zmienia to postaci rzeczy: tu nie ryczy tłum, tu nie ma masy. Nikt nie określa internautów słowami: masa, tłum.
Poetami internetu są programiści. To są najcudowniejsze „dzieci sieci”. Fb powstał dzięki Zuckerbergowi, natychmiast zaatakowanemu przez zawistnych. Tu akurat starzy zawistni chcieli pożreć cudowne „dziecko sieci”. Pokoleniowość zawirusowała jak widać także niektórych dziadków (i rodziców) świata. Zuckerberg marzył o „stworzeniu świata otwartego i połączonego” i to mu się udało. Oczywiście został przechwycony przez świat biznesu i był szkalowany przez zawistnych, że jakoby od początku marzył o staniu się milionerem. Ależ nie. Mechanizm twórczy, czy to będzie pisanie, czy co innego, działa na całkowicie innej, bardzo prostej zasadzie: piszę, tworzę, a pieniądze przyjdą lub nie. Twórcze życie to odwaga podejmowania ryzyka.
Przyszłością internetu są następcy Zuckerberga i takie kobiety, jak Anita Borg, Shafi Goldwasser czy Joy Radia Perlman (nazywana „Matką internetu”). Nie do nich będzie się kierowała „pogarda mas”. Będą uwielbiani, ale nie przez „masy”, tylko przez osoby, które zechcą się podzielić z innymi istotną treścią, odkrytą w internecie i poza internetem.
Jeszcze mamy wolność: internet. Ta nasza piękna utopia dzieje się naprawdę. Łączy ludzi w różnym wieku. Umożliwia kontakt z kulturą, z filozofami i kulturotwórcze kontakty w realu. Przywołuje do porządku wodzów w różnym wieku, ale starego chowu. Pełni budującą rolę cywilizacyjną. Suchej nitki nie zostawia na kiepskich książkach i tandetnych filmach. Ta nasza piękna polska utopia ma najgorsze w Europie łącza.
Czy przypadek Jelinek — ja, noblistka, sama jestem wydawczynią mojej książki na moim blogu (z © oczywiście) — choć trochę ucywilizował wydawców, oczekujących produkcyjniaków rynkowych i zrzynek ze starych mistrzów?
Jeden taki przypadek jednak cywilizuje choć jednego wydawcę. O tym też można poczytać w internecie.
Natomiast w realu (na styku internet-real) bywa obrzydliwie. Internet służy złodziejom dzieła jako rezerwuar łupów, cudzych, często genialnych pomysłów. I wcale nie chodzi o „piractwo” muzyki. Chodzi o bezkarne plagiaty na przykład rysunków satyrycznych. W to nie jest zaangażowane ani ACTA, ani Piano, CETA czy „Czysty Internet”.
Zdumiewa mnie moc frazesów w różnych cenzorskich projektach, typu ACTA, PIANO, CETA czy wreszcie „Legalna kultura” wołająca o korzystanie z „legalnych źródeł” kultury, bo w ten sposób „pomagamy kulturze”. Nie. Nie pomagamy. Kulturze pomagamy poprzez wyławianie ogromnych niezależnych talentów. Źródłem kultury jest wyłącznie ogromny niezależny talent. Taki talent w „legalnych źródłach”, typu wydawca, reklama, telewizja, gazeta — nie istnieje! Jest tu duszony, poniewierany, przemilczany. To o co chodzi z tym wołaniem? No właśnie. Chodzi o to, żeby w internecie było jak w telewizji? Głupio, nudno i z podłożonym rechotem?
Internet musi pozostać różnorodnością. Musi w nim być miejsce na dotyk arcydzieła, czy też wybitnego dzieła, i krytykę szmiry. Tego nie dają pozainternetowe media, nastawione wyłącznie na zysk, ani wydawcy, nastawieni na zysk, ani autorzy, produkujący „rynkowe produkcyjniaki”, nastawieni na zysk. Zysk odbiorcy z dzieła to zysk przede wszystkim duchowy, intelektualny i jest to spotkanie wolnych z wolnymi. To wolni tworzą dla wolnych.
Prawdziwe pokolenie „dzieci sieci” dopiero nadejdzie za dwa-trzy pokolenia w rozumieniu właściwym, socjologicznym (powtórzę: nowe pokolenie powstaje co trzydzieści lat) i będzie to pokolenie o zmienionej psychice, któremu wystarczy internetowy wygląd słowika i listka, czy całej przyrody. Jednak ostaną się biegający wśród przyrody i fotografujący ją, wszak przyroda sama nie wbiegnie do internetu. To absolutnie nowe pokolenie „dzieci sieci” będzie miało zmienione dłonie — już dziś nasze palce, biegające po klawiaturze, przypominają palce pianistów: dłonie smukleją. Ekrany dotykowe jeszcze bardziej zmienią dłonie: zmuszone działać na małej powierzchni, inaczej ukształtują ścięgna i mięśnie. To pokolenie na pozór tylko będzie mniej zaangażowane w życiu w realu. Będzie

My, dzieci sieci: wokół manifestu57