Strona:My, dzieci sieci - wokół manifestu.pdf/58

Ta strona została uwierzytelniona.

mniej biegać po urzędach, ale wpływ na real będzie miało ogromny: wzrośnie interwencyjność w sprawach obrony praw człowieka, wolności, jakości życia.
Internet stanie się naprawdę dodatkowym wymiarem. Uczeni już dziś skłonni są określać internet „buddystyczną nirwaną”. Lekkie kliknięcie — i już jesteśmy we śnie. Śnimy świat jako globalną wioskę. Cały świat mamy w zasięgu naszego palca. Możemy być wszędzie.
Postępem jest to, że komputer z internetem stał się osobistym medium. (Przypadek charakterystyczny: Jelinek, Coelho, mój, minimalbooks Piotra Siweckiego, i wielu podobnych).
Postępem jest to, że internet likwiduje jedyną centralną słuszność. Każdy cenzor Ubu-podobny pozostanie śmiesznostką epoki. Postępem jest socjalizująca rola portali społecznościowych. Postępem są blogi, odważnie i niezależnie komentujące real.
Internet z chwilą przekazania go przez armie cywilom stał się nowym etapem w rozwoju człowieka: zamiast programów kierowania bomb z USA do ZSRR i odwrotnie, mamy cywilne programy kulturotwórcze.
Złą rzeczą jest przybieranie dowolnych masek w internecie, kradzieże pieniędzy z banków, porno-pedofilia, stalking, pospolite myślenie na blogach, niewykraczające poza tzw. powszechne mniemanie, z dodatkami, typu: stereotypy płciowe, szowinizm, rasizm, faszyzm; uzależnienie od internetu, od gier, wymagające leczenia psychiatrycznego. Jeszcze gorsza rzecz, ale okołointernetowa: wodzowie starego typu w różnych projektach ACTA czy CETA, rzekomo w walce z terroryzmem chcą obarczyć internautów odpowiedzialnością zbiorową za… No właśnie, za co?
Prawdziwe pokolenie „dzieci sieci” dopiero nadejdzie, kiedy wszędzie będą dobre łącza. Wtedy to te prawdziwe „dzieci sieci” poczują znudzenie nowym medium i wymyślą jeszcze nowsze. Ufam temu jeszcze nieistniejącemu pokoleniu, że okaże się ludzkie, informatyczne, ale i humanistyczne, twórcze, kulturotwórcze, wolne.
Uwagi końcowe: komputer z dostępem do internetu staje się nowym medium dopiero wtedy, kiedy przestaje być jedynie rozrywką, zabawką, i kiedy nie ułatwia nam jedynie zakupów czy płacenia rachunków.
Komputer z internetem staje się medium dopiero wtedy, kiedy staje się nośnikiem wartościowej kultury. Jest już takim nośnikiem. Jeszcze jest.
Przestanie być medium, jeśli — tak jak w realu (telewizja, gazety, wydawcy) — udusi niezależnych twórców, ingerując w tekst — wymagając komercji, zamiast treści.
Intelektualista nigdy nie potwierdza systemu, w którym jest.
Internauci wzbogacają myślą i sztuką system, który daje im miejsce: internet.
Prawa autorskie mają chronić autora przede wszystkim przed plagiatem. Nie powinno być naruszaniem praw autorskich rozpowszechnianie utworu, bez ingerencji w jego treść, jeśli utwór został już opublikowany lub jeśli sam autor tego sobie życzy w stosunku do utworu niepublikowanego. Każdy rodzaj rozpowszechniania utworu odbywa się z korzyścią dla utworu, a zatem i autora, jeśli treść utworu pozostaje nienaruszona i opatrzona nazwiskiem rzeczywistego autora. Zyski koncernów wydawniczych autora nie obchodzą, ale obchodzi autora honorarium. Koncerny wydawnicze obecnie nie dzielą się zyskiem. Wydawcy dopuszczają plagiat dla zysku — niemiecki przypadek Hagemann.
Zrzyna uchodzi za inspirację — sprzyja temu procederowi hasło złodzieja, rozpowszechniane w realu: „teraz nie ma oryginału”. To jest tak bałamutne, tak ośmielające złodzieja, że prawa autorskie muszą wziąć to pod uwagę: samo hasło należy uznać za przestępstwo wzywania do naruszenia dóbr osobistych. Inspiracje możemy czerpać jedynie z dzieł rozpoznawalnych, jasno wskazując na autora oryginału. Prawa autorskie nie mogą uderzać w autorów, sprzyjać obdzieraniu ich z ich dzieła w myśl złodziejskiej zasady: „teraz nie ma oryginału”. Zanika zasada cytatu i przytaczania nazwiska autora pierwowzoru. Ileż to razy tak mnie złupiono. Nie mamy dobrych prawników, broniących autorów w takiej sytuacji, i złodziej łatwo się wyłga, że się „tylko zainspirował”. Ale ja mogę opisać to na moim blogu i to jest już dużo. Mamy autorskie prawa osobiste, nierozerwalnie wiążące autora z dziełem, ale cóż one znaczą w sytuacji dozwolonego w realu łupienia autora z jego dzieła pod hasłem: „teraz nie ma oryginału”?!

58My, dzieci sieci: wokół manifestu